Ostrzeżenie!

Na blogu zamieszczane są opowiadania o związkach męsko-męskich. Włącznie z graficznym opisem stosunków i tortur. Osoby niezainteresowane proszone są o opuszczenie strony :]

♂ + ♂ = ♥

Opowiadania są moją własnością i nie życzę sobie by ktoś je kopiował i/lub zamieszczał na innych stronach bez mojego pozwolenia. Wszystkie postacie, które nie należą do żadnego kanonu są wytworem mojej wyobraźni i zabraniam ich kopiowania.

Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 1 stycznia 2012

Próba Miłości - Rozdział 1


Około dziewiętnastoletni chłopak z rozczochranymi, ciemnymi włosami, stał przed półką z winami w jednym z londyńskich sklepów. Jego zielone oczy przeskakiwały po kolejnych etykietach przyklejonych do butelek z trunkami, a ich właściciel starał się wybrać ten najlepszy. Po parominutowej wewnętrznej walce jego ręka chwyciła za jedną z butelek i chłopak ruszył w stronę kasy. Tak, to powinno mu smakować.

Poczuł jak ktoś szturcha go w ramię, w momencie gdy chciał sięgnąć po portfel do tylnej kieszeni. Zaskoczony odwrócił się, a jego zielone oczy padły na postać w czarnym płaszczu, której twarz była ukryta za białą maską. Różdżka w jego dłoni była wycelowana w szyję młodej kobiety, przytrzymywanej przez kolejną zamaskowaną osobę.

-Witaj, Harry Potterze. Kto by pomyślał, że dasz nam się złapać w zwykłym, mugolskim sklepie... no, no Czarny Pan będzie miał co świętować.

Zielonooki starał się wszystko jak najszybciej przeanalizować i znaleźć szybką oraz bezpieczną drogę ucieczki. Nie mogę dać im się złapać. Nie teraz... Kurwa! Akurat dzisiaj musiałem wyjść bez zaklęcia kamuflującego. Dyskretnie rozejrzał się po całym sklepie i zauważył jeszcze cztery zamaskowane postacie. Sześciu śmierciożerców... cudownie. Myśl Potter, myśl! Jak z tego wybrnąć? Walka? Zastanawiał się. Kątem oka nadal obserwował przypuszczalnego, przywódce grupy, który nadal rozwodził się nad tym, jaki to Czarny Pan będzie zadowolony. Za dużo ludzi, za dużo. Walka odpada. A może by tak...

-Potter! Słuchaj mnie jak do ciebie mówię! -Rozmyślania przerwał mu wściekły okrzyk.- Chodź z nami grzecznie, albo wybijemy wszystkich mugoli z najbliższego otoczenia. Tylko nie mów, że oni cię nie obchodzą... Wybraniec powinien się troszczyć o słabszych, prawda?

Wszystkie zamaskowane postacie wybuchły drwiącym śmiechem. Harrego zaczęła opanowywać wściekłość, gdy usłyszał te znienawidzone określenie... wybraniec, złoty chłopiec Gryfindoru, wybawca, jedyna nadzieja czarodziejskiego świata. Aż mu się rzygać chciało od tego wszystkiego. Jednak jedno jest pewne... nie może się poddać. Ktoś na niego czeka z obiadem w mieszkaniu i ma zamiar dotrzeć tam jeszcze dzisiaj. Już wcześniej zauważył, że przywódca tej grupy śmierciożerców jest nowicjuszem i najprawdopodobniej natrafili na niego podczas jednego z wypadów, podczas których masowo mordowali zwykłych ludzi. Dlatego kolejny powód, powiedział na głos, odwracając tym samym uwagę napastników od tego, że sięga po różdżkę.

-I tak ich wszystkich zabijecie, a może polityka waszego „Pana” się zmieniła od ostatniego razu, gdy go widziałem... co? Nie róbmy krzywdy mugolom, zabijmy tylko Pottera... Taa.... jasne bo wam uwierzę. -Zacisnął dłoń na różdżce i gdy śmierciożercy oburzyli się na to, jak wyrażał się o ich przywódcy, krzyknął: -Bombarda Maxima!

Kawał sufitu spadł za najbliższym napastnikiem, co spowodowało u niego utratę równowagi. Następnie półka z alkoholem stojąca nieopodal, wyleciała w powietrze, a fragmenty butelek leciały we wszystkie strony, wzbudzając ogólny chaos. Harry korzystając z zaskoczenia śmierciożerców, odwrócił się i rzucił biegiem do drzwi. Wypadł przez nie i pognał dalej, nie zważając na potrącanych przechodniów. Muszę odciągnąć ich jak najdalej od ludzi... na pewno kilku zabiją ale lepiej nie dawać im dodatkowych możliwości.

Czuł, że go doganiają. Może i byli nowicjuszami, ale potrafili szybko biegać. Za plecami usłyszał wybuch, którego podmuch mógł odczuć na własnej skórze. Niepewnie obejrzał się przez ramię i zobaczył sklep, z którego niedawno wybiegł, w płomieniach rozprzestrzeniających się na okoliczne budynki. Kątem oka zobaczył, czwórkę śmierciożerców biegnących paręnaście metrów za nim. Przez chwilę zastanawiał się nawet, dlaczego nie miotają w niego niewybaczalnymi, ale nie miał im za złe, że tego nie robili. Skręcił w jedną z uliczek, niemal się nie wywracając na jakichś śmieciach. Nie mogę ciągle uciekać! Co robić, co robić? Wziął jeden głębszy wdech i odwrócił się twarzą w stronę napastników. Po chwili wywiązała się walka, podczas której udało mu się unieruchomić jednego z nich oraz drugiego ciężko ranić.

Jednak coś mu nie pasowało... Sam nie wiedział co, ale obudził się w nim podświadomy niepokój, wskazujący na to, że coś mu umknęło. Ręce, które oplotły go od tyłu, uniemożliwiając jakikolwiek ruch górnymi kończynami, podpowiedziały mu czego mu brakowało... a raczej kogo. W sklepie było sześciu śmierciożerców, a nie czterech. Harry zaczął rzucać się i kopać nogami, starając się dosięgnąć napastnika, jednak wychowanie przez Dursley'ów zmniejszyło jego szanse ucieczki do zera. Trzymający go śmierciożerca był o wiele wyższy i potężniejszy niż Harry. Jeden z napastników podbiegł szybko do niego i brutalnie wytrącił mu różdżkę z ręki, jednocześnie wybijając Potterowi nadgarstek. Chłopak zacisnął zęby by powstrzymać się przez wydaniem jakiegokolwiek dźwięku wskazującego na ból.

-Potter, uspokój się! Czarny Pan rozkazał sprowadzić cię w całości. Więc staramy się ciebie zbytnio nie uszkodzić, jednak nie prowokuj nas, bo może się to dla ciebie boleśnie skończyć. -Wysyczał mu jakiś głos do ucha.

Zielonooki wzdrygnął się, gdy poczuł nieświeży oddech i ślinę ochlapującą mu policzek. Jeszcze raz spróbował się wyrwać, jednak zyskał tylko mocny cios w brzuch. Nie wiedział czemu, ale pomimo gwałtownego zaczerpnięcia powietrza i chwilowej bezwładności nóg, poczuł także paraliżujący strach. Coś wewnątrz jego głowy krzyczało, by się uspokoił i więcej ich nie prowokował. Wiele razy udało mu się przeżyć dzięki temu, że posłuchał intuicji więc i tym razem postanowił się nią pokierować.

Wziął głęboki oddech i wyprostował się jak tylko mógł. Spojrzał zrezygnowanym spojrzeniem na jednego z śmierciożerców i lekko kiwną głową, mając nadzieję, że zrozumieją to jako cichą kapitulację.

-Dobry chłopiec. -Znów poczuł ten okropny oddech, jednak stał dalej, czekając na jakiś ruch z jego strony. Szarpnął się do przodu, gdy napastnik stojący za nim przejechał swoim oślizgłym językiem po jego szyi. -Pan będzie zadowolony i może pozwoli nam się z tobą zabawić.

Jego ostatni komentarz, wywołał lubieżne uśmiechy na twarzach jego towarzyszy. Jednak Harry nie miał czasu, by jakoś na to zareagować. Ostatnią rzeczą, o której pomyślał, zanim poczuł dotknięcie różdżki na karku, powodujące nagłą ciemność było to, że raczej nie spodoba mu się niedaleka przyszłość.

-----------------------------

Chwilę po odzyskaniu przytomności, nie mógł sobie przypomnieć, gdzie się znajduje i dlaczego jest mu tak zimno. Poruszył się niespokojnie i nie mogąc dłużej znieść tej niepewności, ostrożnie uchylił powieki. Znajdował się w jakimś małym, ciemnym pomieszczeniu. Jedynym źródłem światła było niewielkie okienko, znajdujące się tuż pod sufitem. Powoli usiadł na brzegu posłania i dokładniej przyjrzał się swojemu otoczeniu. Wtedy wszystko do niego dotarło. Napad śmierciożerców na sklep, pościg, no i oczywiści pojmanie. Od razu też, zdał sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje. Lochy... najprawdopodobniej w posiadłości jednego z popleczników Voldemorta. Przez parę minut kręcił się po pomieszczeniu, starając się znaleźć jakąś lukę, możliwość ucieczki. W końcu zrezygnowany opadł na pryczę i pogrążył się w myślach.

Zadziwiające, ale pierwsze o czym pomyślał było to, że On musi teraz odchodzić od zmysłów. Mieli przecież zjeść razem kolację. Westchnął zirytowany. Nie powinien teraz o tym myśleć, musi się jak najszybciej stąd wydostać i po prostu do niego wrócić. Złapał się na tym, że bezwiednie gładził się dłonią po brzuchu. Spojrzał na rękę tak, jakby oskarżał ją o bycie obcym, jednak westchnął tylko ponownie, stwierdzając że musi być to po prostu spowodowane głodem.

Rozmyślania przerwał mu zgrzyt metalu. Gwałtownie podniósł głowę w stronę drzwi, zza których wyszło dwóch śmierciożerców.

-O! Księżniczka się w końcu ocknęła. -Powiedział jeden z nich, stawiając jakąś tacę na podłodze przy drzwiach. -Już myśleliśmy, że zamierzasz przespać całą imprezę.

Zdezorientowany Harry patrzył na śmierciożerców, starając się stwierdzić, o co im chodzi.

-Teraz słuchaj uważnie Potter. - Zaczął drugi z popleczników Voldemorta. -Czarny Pan załatwia teraz coś bardzo ważnego, a ty grzecznie poczekasz w tej celi na jego powrót. Niestety nie możemy się z tobą pobawić, zanim on wróci i kazał nam utrzymać cię w miarę dobrym stanie, więc przysługuje ci racja żywnościowa -niedbale wskazał ręką w stronę tacy. -Od tej pory, żarcie będzie ci przynosił jeden z skrzatów.

Śmierciożercy ruszyli w stronę drzwi. Przed wyjściem, jeden z nich rzucił przez ramię: -Zachowuj się i nie próbuj żadnych sztuczek, bo mamy pozwolenie, w razie czego zatrzymać cię wszystkimi możliwymi sposobami.

W lochu rozbrzmiał zgrzyt zamykanych drzwi, a po tym nastała głucha cisza.

Co to miało być do cholery?! Harry nie spodziewał się czegoś takiego. Tortury, bicie, niewybaczalne, to było, to czego oczekiwał po pojmaniu przez ludzi Voldemorta. Zamknięcie w lochu i jakakolwiek by nie była -racja żywnościowa, zdecydowanie wykraczały poza rzeczy, których można by się spodziewać po śmierciożercach.

Westchnął sfrustrowany i podniósł się z posłania. Zdecydował się sprawdzić, co było uważane za „żarcie” wystarczające na przeżycie do czasu powrotu Voldemorta. Nachylił się nad metalową tacą i mimowolnie skrzywił na widok tego, co się na niej znajdowało. Już dawno odwykł od głodówki jaką fundowali mu Dursley'owie, gdy jeszcze u nich mieszkał. Jednak stwierdził, że powinien dać radę, w końcu dwie kromki chleba, mała miseczka czegoś co wyglądało jak rozwodniona zupa i kubek wody, są lepsze od niczego. Mógłby nawet pokusić się o stwierdzenie, że śmierciożercy go rozpieszczali, wątpił by jakikolwiek jeniec dostawał cokolwiek do jedzenia, chociaż, oni pewnie umierali podczas którejś z kolei rundy tortur. Te rozmyślania sprowadziły umysł Harrego, do głównego problemu jaki dostrzegał w tej chwili. Mianowicie, dlaczego był traktowany tak, a nie inaczej przez śmierciożerców.

Pomasował skronie, starając się uśmierzyć, powstający ból głowy. Postanowił na razie odłożyć ten problem na bok i zająć się czymś innym. Spojrzał na tacę z jedzeniem i po krótkim namyśle, podniósł ją i usiadł na pryczy. Podejrzliwie wpatrywał się przez jakiś czas w żywność, zastanawiając się, czy śmierciożercy mieliby jakikolwiek cel w dosypywaniu mu trucizny.

2 komentarze:

  1. Jak miło, że na Nowy Rok pojawił się rozdział:]
    Nie powiem, jestem zaintrygowana:]
    Czyżby to z Draco, Harry miał zjeść kolację?
    Mam nadzieję, że tak^^
    Ja na miejscu Pottera to nie martwiłabym się czy dosypali jakiejś trucizny, bo to dość wątpliwe. Raczej bym się bała, że napluli do michy czy coś:D
    Z niecierpliwością czekam na następną notkę:]
    Trzymam Cię za słowo, jeżeli chodzi o Twoje noworoczne postanowienie:D
    Pozdrawiam i życzę weny:]

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby zapowiadało się na hardcore????
    W sklepie Harry mógł kupić różowe Carlo Rossi ;D
    A ja szybciutko biorę się za kolejne rozdziały :)

    -Ryżyk-

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy