Ostrzeżenie!

Na blogu zamieszczane są opowiadania o związkach męsko-męskich. Włącznie z graficznym opisem stosunków i tortur. Osoby niezainteresowane proszone są o opuszczenie strony :]

♂ + ♂ = ♥

Opowiadania są moją własnością i nie życzę sobie by ktoś je kopiował i/lub zamieszczał na innych stronach bez mojego pozwolenia. Wszystkie postacie, które nie należą do żadnego kanonu są wytworem mojej wyobraźni i zabraniam ich kopiowania.

Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 4 września 2012

Unexpected 1

Unexpected
Autor: Kazu94
Beta: Asai

UWAGA! Opowiadanie zawiera slash w pierwszym rozdziale (odpowiednio oznaczone dla osób, które chciałyby go pominąć), planuję także trochę "scen" w przyszłości choć trzeba będzie na nie jeszcze poczekać ;p W historii występuje wątek MPREG'u więc radzę, by osoby nie lubiące takich opowiadań, po prostu mojego nie czytały.

Opowiadanie może zawierać spoilery Harrego Pottera i Supernatural (sezon 4)!

Uwaga!! Strona fanfiction usunęła mi wszystkie wcięcia przy akapitach. Nie mam teraz czasu na poprawianie tego błędy, jednak mam nadzieję, że nie będzie wam to przeszkadzało.

Charakterystyczny pomruk silnika Impali był jedynym dźwiękiem w otaczającej ich nocnej ciszy. Bracia Winchester wracali z kolejnego polowania. Tym razem był to szalony doktor Benton żyjący od ponad stu pięćdziesięciu lat. Nie obyło się bez sytuacji zagrażającej ich życiu, jednak uszli z tego cało. Starszy z nich kierował swoim ukochanym samochodem lecz myślami był daleko stąd. Jego czas powoli dobiegał końca i zaczął już tracić nadzieję na możliwość odwrotu. Wiedział, że postąpił słusznie. Za nic w świecie nie cofnąłby tamtej umowy, oddałby wszystko za życie jego młodszego brata. No właśnie, Sam. Zielonooki zerknął na niego kątem oka i zmarszczył brwi w zamyśleniu.

-Sammy, zatrzymujemy się przy najbliższym motelu. -Stwierdził Dean, dostrzegając zasypiającego brata. -Odpoczniemy trochę i wtedy ruszymy w drogę...

-Dean! -Krzyknął sfrustrowany mężczyzna, tracąc wszystkie objawy senności. -Zostało nam tylko pięć godzin jazdy do Bobby'ego! Musimy się śpieszyć, być może uda nam się znaleźć coś, co pozwoli nam zerwać twój pakt...

-Nie dam rady dłużej prowadzić, a ty też już prawie zasypiasz. Nie mieliśmy szansy odpocząć po ostatniej akcji, więc należy nam się choć kilka godzin snu. -Widząc nieprzekonaną minę brata, dodał: -Sammy zrób to dla mnie...

Źle się czuł tak pogrywając na uczuciach młodszego mężczyzny, jednak był pewien, że niedługo dopadnie ich zmęczenie. Lepiej od razu rozejrzeć się za odpowiednim miejscem na postój. Jak dotąd nie znaleźli nic pomocnego w jego sprawie w książkach Bobby'ego, więc wątpił by tym razem miało się coś zmienić. Poza tym gdyby starszy łowca znalazł jakąś poszlakę, na pewno dałby znać. Przez kilkanaście minut jechali w ciszy, aż Dean dojrzał znak „West Salem Motel&Drink". Zielonooki uśmiechnął się na ten widok i nie zważając na kwaśną minę swojego brata, skręcił w odpowiednim kierunku.

Budynek był staromodny i duży, ale utrzymany w całkiem znośnym stanie. Otaczał go las, a w połowie bocznych ścian zaczynał się płot, odgradzający tylną część ogrodu. Na podjeździe stało kilka starych samochodów, lecz Dean swobodnie znalazł dużo wolnego miejsca i już po chwili parkował pod jednym z rozłożystych drzew. Ignorując Sam'a, który ponownie zaczął mówić o tym, że powinni ruszać dalej, spakował najbardziej potrzebne rzeczy do torby i rzucając jedno wyczekujące spojrzenie w stronę brata, ruszył w stronę budynku. Stając przed drzwiami na drewnianym ganku, zawahał się przez chwilę. Potrząsnął lekko głową i wyganiając nieprzyjemne myśli z głowy wkroczył do korytarza. Już z daleka dosłyszał odgłosy charakterystyczne dla barów. Zachęcony możliwością napicia się, postanowił najpierw zameldować się w pokoju, a później udać na poszukiwanie piwa. Drzwi za nim otworzyły się i już po chwili stał koło niego Sam, którego oczy niemal samoistnie się zamykały. Dean podejrzewał, że mężczyzna nie spał już od przynajmniej trzydziestu godzin, bo drzemki w samochodzie nie liczył.

Upewniając się, że postój był dobrym pomysłem, ruszył w stronę recepcji, przy której siedziała starsza kobieta.

Kilkanaście minut później, rozpakowywali swoje rzeczy w dwuosobowym pokoju. Po szybkim prysznicu, postanowili zejść na dół i sprawdzić czy dostaną tu coś do jedzenia. Podążając za odgłosami głośnych rozmów, stukających się kufli oraz muzyki, trafili do dużego pomieszczenia pełnego małych, kwadratowych stolików i drewnianych krzeseł. Dean wskazał wyższemu mężczyźnie by zajął jedne z wolnych miejsc, po czym sam udał się do baru. Za ladą stały trzy osoby, jednak jego uwagę zwrócił młodszy od niego chłopak. Miał on kruczoczarne włosy spięte w luźnego kitka, sięgającego do połowy jego łopatek. Był dużo niższy od swoich współpracowników i Dean zgadywał, że ma około sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu. W zamyśleniu przeszedł dzielącą ich odległość i już po chwili opierał się o ladę baru. Jego wzrok napotkał najbardziej soczyste, zielone oczy jakie kiedykolwiek widział. W porównaniu do nich jego tęczówki nabierały koloru wyblakłej trawy.

-Co podać? -Głos kruczowłosego wyrwał go z zamyślenia.

-Macie coś do jedzenia? -Zapytał, siląc się na spokojny ton. W tym mężczyźnie było coś, co wyprowadzało go z równowagi, jednak w pozytywnym sensie.

-Oczywiście... -Odparł posyłając mu rozbrajający uśmiech i podał mu małą kartę dań. -Zawołaj jak zdecydujesz, mamy tu dzisiaj niezły tłok. Chyba wszyscy okoliczni mieszkańcy postanowili wpaść w tym samym momencie -mruknął.

Chłopak nie czekając odwrócił się i zaczął obsługiwać innego klienta. Dean obserwował go jeszcze przez chwilę, po czym udał się do stołu, żeby zapytać Sama co chce jeść. Wolał za niego nie decydować. Gdy ostatnio tak zrobił, musiał słuchać jego jęczenia na temat niezdrowej, tłustej żywności. Nie jego wina, że sam lubi dobrze wysmażone jedzenie.

Harry odsapnął, gdy uczucie obserwowania zniknęło. Czuł je na sobie od razu, gdy dwóch mężczyzn weszło przez drzwi baru. Starał się je ignorować, podejrzewając, że któryś z pijanych już mężczyzn znów będzie do niego zarywać. Swoją drogą mogli by już dać sobie spokój. Kupił ten dom ponad trzy lata po zakończeniu wojny. Miał dość ciągłej uwagi, jaką poświęcali mu wszyscy czarodzieje, a nawet i czasami mugole mieszkający w Londynie. Coraz bardziej drażniły go wieczne wywiady i stale stojący pod jego oknami reporterzy. Spowodowany tym wszystkim brak życia prywatnego oraz wysługiwanie się jego postacią w polityce działało mu na nerwy. Nie mogąc już tego dłużej wytrzymać, przeprowadził cichą transakcję z goblinami i przeniósł większość swoich pieniędzy do oddziału w Ameryce, po czym zakupił jeden ze starych budynków i opuścił magiczne społeczeństwo Europy, stwierdzając, że potrzebuje przerwy. Umiejętnie zacierając ślady, upewnił się, że nikt nie będzie w stanie podążyć jego tropem. Na miejscu ustawił kilka barier ochronnych, dzięki którym wiedział o każdej nadprzyrodzonej rzeczy wkraczającej w zasięg około dziesięciu kilometrów od jego aktualnego domu.

Powracając do rzeczywistości, był zdziwiony napotykając spojrzenie zielonych oczu. Mężczyzna, kilka lat starszy od niego, kierował się ponownie w stronę baru, cały czas mając w nim utkwiony wzrok.

Harry zwalczył nagłą chęć odwrócenia się i odwzajemnił jego spojrzenie. Szybko przyjrzał się wyglądowi nieznajomego i musiał przyznać, że był całkiem przystojny. Krótkie, roztrzepane, miodowo-brązowe włosy. Opalona skóra, pod którą prężyły się mięśnie przy każdym ruchu jego ciała, częściowo zakrytego przez siwy t-shirt i luźną, zielonkawą koszulę. No dobra... porządnie przystojny.

Wyrwał się z zamyśleń, gdy niemalże wylał piwo kolejnego klienta. Nie powinien pozwalać sobie marzyć o takim mężczyźnie, szczególnie nie w trakcie pracy. Od wielu lat wiedział, że jest stuprocentowym gejem i miał kilku kochanków, jednak ostatnio zaczął odczuwać brak partnera. Kątem oka dostrzegł zielonookiego stającego przy barze, jednak jego zamówienie odebrał Garry.

Reszta wieczoru upłynęła w bardzo szybkim, pracowitym tempie. Tak naprawdę to stanie przy barze nie należało do jego obowiązków, ale musiał przyznać, że to lubi. Nie dla niego było ciągłe siedzenie za biurkiem. Dochodziła druga w nocy, gdy ostatni z klientów minął się w drzwiach z tajemniczym zielonookim. Harry odprawił resztę pracowników, widząc że większość obowiązków jest już zrobiona i wystarczy tylko wszystko powyłączać i pozamykać. Skinął ręką na stojącego niepewnie w przejściu, mężczyznę by usiadł przy barze.

-Poczekaj chwilę. -Mruknął, wchodząc do kuchni i wyłączając oświetlenie.

Wracając sięgnął po dwa piwa i postawił jedno przed zielonookim, który usiadł na jednym z pobliskich krzeseł. Dean obserwował jak kruczowłosy sięga przez ladę po otwieracz, oczami śledząc odsłaniające się fragmenty skóry na jego biodrach, gdy podwijała mu się koszula. Szybko odwrócił wzrok, obawiając się bycia przyłapanym.

-Jestem Harry. -Przedstawił się mniejszy chłopak, siadając na stołku barowym i wyciągając rękę w stronę zielonookiego.

-Dean. -Odpowiedział, ściskając niepewnie jego dłoń.

-Więc... Dean. Co cię sprowadza na dół o tak późnej porze?

-Po prostu nie mogłem zasnąć. -Mruknął skupiając całą swoją uwagę na otwieraniu piwa.

-Też czasami mam z tym problemy. -Przyznał Harry, dostrzegając zmieszanie drugiego mężczyzny.

Przez chwilę siedzieli w ciszy, jednak z czasem zaczęli coraz luźniej rozmawiać. Obaj starali się zrzucić winę na wypite piwo, nie chcąc przyznać, że czerpią przyjemność z obecności drugiego z nich. Powoli zaczynali dowiadywać się o sobie coraz więcej lecz żaden nie mówił całej prawdy. Obaj mieli wiele do ukrycia. Dużo rzeczy, których nie mówili nawet swoim najbliższym. Harry dowiedział się, że Dean podróżuje po kraju ze swoim bratem, łapiąc różne dorywcze prace. Natomiast starszy Winchester wiedział już, że to właśnie kruczowłosy mężczyzna jest właścicielem tego miejsca, a wykupił je ponad pięć lat temu.

Nie byli pewni jak do tego doszło, ale w pewnym momencie obaj byli w drodze na zamknięte piętro, do którego klucz posiadał tylko Harry. Za drewnianymi drzwiami Dean przyparł młodszego mężczyznę do ściany i zaczął go żarliwie całować, zyskując jęk zdziwienia. Czarodziej chętnie odpowiadał na pocałunek włączając się do walki o dominację, jednak po kilku chwilach, z przyjemnością oddał prowadzenie zielonookiemu. Winchester naparł na niego, owijając sobie jego nogi wokół bioder i zaczynając się nieświadomie ocierać o pobudzonego mężczyznę.

-Ł... łóżko... -wysapał Harry, gdy rozłączyli się by zaczerpnąć powietrza.

SLASH-SLASH-SLASH-SLASH

Dean ugryzł go w szyję, zanim postawił go na podłogę i pozwolił się poprowadzić do odpowiedniego pokoju. Na miejscu ponownie wczepił się w drobne ciało kruczowłosego i całując linię jego szczęki, co jakiś czas podgryzając skórę, skierował ich w stronę dużego łóżka. Popchnął go lekko tak, że młodszy mężczyzna upadł na posłanie, wpatrując się w niego lekko rozszerzonymi, zamglonymi z podniecenia oczami. Dean usadowił się nad nim okrakiem i całując odsłoniętą skórę, zaczął zdejmować z niego ubrania. Harry nie mogąc znieść dłużej oczekiwania, sam zaczął rozpinać spodnie zielonookiego, co chwila jęcząc z przyjemności i ocierając się o drugie ciało.

Całkowicie nadzy, całowali się, pieszcząc swoje ciała, doprowadzając się nawzajem do granic wytrzymałości. W pewnym momencie Dean stwierdził, że dłużej już nie wytrzyma i zamglonym wzrokiem spojrzał na swojego kochanka. Uspokoił trochę nierówny oddech i po chwili zapytał ciężkim od podniecenia głosem:

-Masz... coś? Lubrykant? -Wydusił z siebie ledwo powstrzymując się od natychmiastowego wejścia w chłopaka znajdującego się pod nim.

Harry przez chwilę zastanawiał się nad pytaniem po czym kiwnął głową i niechętnie wysuwając się spod rozgrzanego ciała, sięgnął do dolnej szuflady szafki nocnej. Dean uśmiechnął się na ten widok i przyciągając go do siebie, pocałował namiętnie, jednocześnie na oślep nawilżając swoje palce chłodnym żelem. Nagle Harry poczuł jak coś zimnego i śliskiego muska jego wejście, po czym delikatnie się w niego wsuwa. Sapnął na to dawno zapomniane uczucie. Było tak przyjemnie. Mruknął zadowolony, podświadomie nabijając się bardziej na palce starszego chłopaka, pragnąc by jak najszybciej zastąpiło je coś większego.

Dean pośpiesznie rozciągał drobnego chłopaka lecz widząc jego zamglone spojrzenie pełne pożądania oraz jak wije się pod jego dotykiem, nie mógł długo wytrzymać. Wyciągnął z niego palce i szybko nawilżając swoją męskość sporą dawką lubrykantu, usadowił się pomiędzy nogami kruczowłosego.
 
Przez chwilę podziwiał roztaczający się przed nim widok, po czym zaczął powoli wsuwać się w ciasne ciało. Jego ruch wydobywał długi, ochrypły jęk z rozchylonych ust kochanka. Przystanął, gdy zanurzył się w nim, aż po same jądra, nachylając się i delikatnie całując, lekko już opuchnięte, wargi.
Wysunął się niemalże po samą końcówkę, po czym płynnym ruchem wszedł w niego z powrotem. Harry zacisnął ręce na materiale pościeli, przymykając oczy z rozkoszy. Tak dawno nie doświadczał tego uczucia. Pulsująca męskość w jego ciele, łapczywe pocałunki przeplatane lekkimi ugryzieniami oraz to poczucie zdominowania, oddania się w ręce silnego mężczyzny.

Dean utrzymując miarowe tempo, poruszał się w przód i tył, błądząc ustami i rękoma po całym ciele drugiego mężczyzny. Otaczająca go ściana rozgrzanych mięśni sprawiała, że chciał więcej, dużo więcej. Jego uśmiech się poszerzył, gdy trafił w czuły punkt we wnętrzu Harrego. Chłopak krzyknął zaskoczony nową falą doznań, wyginając się w łuk i kurczowo zaciskając dłonie na tkaninie.
-O Boże!... tak, właśnie tam! -Wysapał. -Mocniej.

Nie musiał dwa razy powtarzać. Starszy mężczyzna od razu przyspieszył, łapiąc go za biodra i wbijając się w niego coraz bardziej gwałtownymi ruchami. Kochanek pod nim wił się jęcząc i co chwila wysapując: „mocniej", „szybciej", „głębiej". Dean spełniał jego prośby z przyjemnością.

Harry czuł, że jest już coraz bliżej spełnienia. Wyciągnął przed siebie ręce i przyciągnął zielonookiego do głębokiego pocałunku. Kilka pchnięć później, ponownie wygiął się w łuk, wbijając paznokcie w ramiona Deana i dochodząc. Jego nasienie rozlało się na ich nagie brzuchy. Winchester poruszył się jeszcze kilkakrotnie, czując zaciskające się na sobie mięśnie chłopaka, po czym po jego ciele rozpłynęła się fala spełnienia, a jego sperma wypełniła wnętrze kochanka.

Delikatnie pocałował jego rozchylone w próbie złapania oddechu usta. Następnie wysuwając się z niego, opadł na miejsce obok. Objął ramieniem mniejszego mężczyznę, przyciągając go do siebie i całując skórę na jego barku. Uspokoiwszy oddech, Harry odwrócił się w jego stronę i posłał mu rozmarzony uśmiech, po czym zwinął się w kłębek i z nosem w jego klatce piersiowej, odpłynął do krainy Morfeusza.
-KONIEC-SLASH'U-
Dean obserwował go uważnie z uśmiechem błąkającym się na ustach. Po raz pierwszy od dawna zapragnął mieć więcej czasu. Ten chłopak sprawił, że jego zmartwienia odpłynęły na dalszy plan. W tej chwili liczyły się tylko ich splątane kończyny oraz miarowy oddech ogrzewający jego skórę. Wiedział jednak, że niczego już nie zmieni i nie może tu zostać. Harry zapewne nic nie wie o świecie nadprzyrodzonym, a nie chciał go wciągać w swoje kłopoty, szczególnie, że za kilka dni najprawdopodobniej będzie już w piekle.

Po parogodzinnej drzemce, ostrożnie wyplątał się z uścisku Harrego i pośpiesznie się ubierając, wyszedł. W drzwiach spojrzał ostatni raz na skuloną postać kruczowłosego.

Co o tym sądzicie? Chętnie przeczytam wasze opinie! ;]

1 komentarz:

  1. Ciekawa jestem dlaczego nie ma pod tą notką komentarzy.
    Na twojego bloga trafiłam kilka tygodni temu i od razu mi się spodobał. Tak wiem, banalne to jest.
    Zakochałam się od pierwszej notki i dzięki tobie zaczęłam oglądac Supernatural. Ten crossover HP/Supernatural jest chyba jedynym jaki widziałam po polsku. Ten rozdział strasznie mi się podobał. Błędów nie zauważyłam, ale ja się na tym nie znam. Poza tym byłam zbyt pochłonięta czytaniem rozdziału. Od tygodnia zaglądam na bloga, czekając na nową notkę i zastanawiając się kiedy będzie następna.
    Życzę ci żeby wena Cię nie opuściła.
    Przepraszam za mój nieskładny komentarz.
    Pozdrawiam b.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy