Ostrzeżenie!

Na blogu zamieszczane są opowiadania o związkach męsko-męskich. Włącznie z graficznym opisem stosunków i tortur. Osoby niezainteresowane proszone są o opuszczenie strony :]

♂ + ♂ = ♥

Opowiadania są moją własnością i nie życzę sobie by ktoś je kopiował i/lub zamieszczał na innych stronach bez mojego pozwolenia. Wszystkie postacie, które nie należą do żadnego kanonu są wytworem mojej wyobraźni i zabraniam ich kopiowania.

Łączna liczba wyświetleń

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Unexpected. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Unexpected. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 11 lutego 2013

Unexpected 6



Unexpected
Autor: Kazu94
Beta: Asai
Słowa: 2 030


Uf… nie mogę uwierzyć, że już napisałam ten rozdział. Miałam już gotowych kilka akapitów, jednak w pewnym momencie utknęłam i za nic nie mogłam się wziąć do roboty. Wczoraj leżałam z gorączką trzydziestu dziewięciu stopni i to właśnie wtedy powstała końcowa wersja rozdziału w mojej głowie. Wystarczyło tylko wszystko spisać i gotowe!
Mam nadzieję, że przez to nie będzie żadnych niedociągnięć oraz, że historia nie będzie zbytnio wybujała.
Dobra, koniec mojego zrzędzenia. Teraz chwila odpoczynku, a później trzeba się wziąć za pisanie pracy maturalnej ;/

Enjoy!

------------------------------------------------------------

Minęły dwa dni.

Dwa długie, męczące dni od momentu, gdy Dean obiecał, że się z nim skontaktuje. Harry jednak zaczynał wątpić w to, czy Winchester w ogóle się odezwie. Chłopak wszędzie chodził z telefonem, czekając na jakikolwiek znak, jednak sam przed sobą w końcu przyznał, że jest to żałosne. W chwili, w której doszedł do takiego wniosku, zrzucił to wszystko na hormony i od tamtego czasu zamknął się w biurze, mając nadzieję, że papierkowa robota odwiedzie jego myśli od cholernie przystojnego łowcy.

Jednak telefon dalej leżał w zasięgu ręki.

Bujał się bezmyślnie na krześle, gdy w pomieszczeniu rozległo się pukanie. Zatrzymał się w miejscu i z otępieniem spojrzał w stronę drzwi. Kiedy w końcu dotarło do niego, że tak, ktoś chciał wejść do jego gabinetu, przetarł zaspane oczy po czym zawołał:

- Proszę!

W szparze uchylonych drzwi ukazała się głowa Katy, jednej z pracowniczek jego zajazdu. Brunetka miała zmartwiony wyraz twarzy, jednak uśmiechnęła się delikatnie na widok jaki przedstawiał jej szef. Potargane od snu włosy, rozciągnięty sweter i pełno opakowań po przeróżnych przekąskach i kilka kubków, prawdopodobnie po gorącej czekoladzie. Martwiły ją tylko sińce pod jego oczami i to, że niemal całe dnie spędzał teraz zamknięty w tym pokoju.

- Przyszedł ktoś do ciebie... ale jak chcesz to mogę go odprawić i powiedzieć, żeby przyszedł później.

Jej słowa rozpaliły iskierkę nadziei w zielonookim, który starał się nie okazywać ekscytacji. Przejechał palcami przez włosy sprawiając, że odstawały jeszcze bardziej.

-W porządku. Możesz go wpuścić – powiedział, uśmiechając się do niej.

W chwili, gdy jego gość wszedł przez drzwi, chłopak musiał się powstrzymać, by nie jęknąć z zawodu. Mentalnie skopał się za dopuszczenie do siebie myśli, że to Dean przyjechał, bo nie miał jak się z nim skontaktować. Spojrzał ponownie na łowcę stojącego koło zamkniętych drzwi, po czym wyprostował się na fotelu i zmusił się do skupienia. Mężczyzna wydawał się go analizować, niemalże prześwietlać wzrokiem, co sprawiało, że Harry zaczynał czuć się nieswojo w jego towarzystwie. To, że go nie zaatakował za pierwszym razem, gdy się spotkali, nic nie znaczyło. Może łowcy zmienili zdanie i wysłali go by się pozbył problemu?

Niekomfortowe milczenie przedłużało się. Mężczyźni obserwowali się. Żaden nie wiedział czego spodziewać się po drugim. Harry odchrząknął, postanawiając, że woli dowiedzieć się o co chodzi,  niż trwać w ciszy.

- Pan Singer. Proszę usiąść – powiedział, wskazując na krzesło po drugiej stronie biurka.

Mężczyzna w czapce bejsbolowej zajął wskazane miejsce, cały czas nie spuszczając wzroku z czarodzieja. Zielonooki czując ten wzrok pokręcił się niespokojnie, jedną rękę kładąc obronnie na swoim brzuchu, a drugą zaciskając na różdżce, którą wyciągnął z ukrytego futerału.

- W czym m-mogę służyć? – zapytał, jednocześnie przeklinając swój głos, który zadrżał od emocji i myśli, które kłębiły się w jego głowie.

Jeżeli mnie zaatakuje, to będę musiał się bronić, ale nie mogę go zranić. Dean by mi tego nie wybaczył i całkowicie bym zaprzepaścił możliwość poznania drugiego ojca mojego dziecka. Jakich czarów mogę użyć… paraliżujące, rozbrajające, wiążące…

- Chciałbym ci zadać kilka pytań i oczekuję szczerej odpowiedzi. – Z zamyślenia wyrwał go głos Bobby’ego.

Kiwnął głową na zgodę, jednak nie pozwolił sobie na rozluźnienie.

- Powiedzmy, że po tym co dla nas zrobiłeś, wierzę w to, że urodziłeś się taki jaki jesteś i nie zawarłeś żadnej umowy z demonami. Nigdy nie słyszałem jednak o facetach w ciąży i chciałbym, żebyś nam to jakoś udowodnił…

- Czemu? – wtrącił Harry, czując jak jego niepewność wzrasta.

- Winchester’owie bardzo cenią sobie rodzinę i już wiele osób próbowało to wykorzystać przeciwko nim. Polowali na wiele paskudnych rzeczy i wcale bym się nie zdziwił, gdyby w końcu  któreś z tych stworzeń w padło na pomysł, by udawać ciążę z jednym z chłopaków.

- Co!? Ja… -niemalże warknął, gdy tylko usłyszał, o co oskarża go starszy mężczyzna. – Jak pan śmie? Nigdy bym…

- Nie powiedziałem, że ty właśnie tak robisz. To do czego zmierzam to to, że nikt by cię o coś takiego nie podejrzewał, gdybyś dał nam na to jakieś twarde dowody. Najlepiej by było, gdybyś zgodził się na to, by zbadał cię lekarz w naszej obecności.

- I jak pan sobie to wyobraża? – wypluł z siebie. Nawet myśl o tym, że kolejne osoby miałyby go zobaczyć bez koszuli przyprawiały go o mdłości. Na dodatek mieli by to być łowcy, a oni nie zaprzestaliby pytać, dopóki nie otrzymaliby satysfakcjonujących odpowiedzi. – Nawet gdybym się zgodził – co jest mało prawdopodobne -  niby jaki lekarz zdecydowałby się przebadać mężczyznę pod kątem ciąży?

- Chyba mi nie powiesz, że do tej pory nikt cię nie badał – wykrztusił Bobby, coraz bardziej tracąc cierpliwość.

- Nie jestem głupi. Mam regularne wizyty u lekarza, ale wątpię byście uwierzyli w jej opinię.

- Niby dlaczego?

- Bo jest taka jak ja?! – zapytał sarkastycznie, coraz bardziej się irytując. Czy ja naprawdę muszę to wszystko tłumaczyć? – Czy może się mylę i jej uwierzycie, choć każde moje słowo kwestionujecie?

Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza. Bobby analizował słowa młodego czarodzieja i próbował znaleźć wyjście z zaistniałej sytuacji. Harry natomiast wykorzystał tę chwilę by się uspokoić, dopiero teraz wyczuwając niespokojne ruchy dziecka. Skupił się i poruszając uspokajająco dłonią po swoim brzuchu, próbował przesłać pozytywną, rozluźniającą energię.

Łowca zerknął na niego w tym momencie i sam postanowił trochę się uspokoić. Nie tak wyobrażał sobie przebieg tej rozmowy. Chciał jedynie uzyskać dowód na to, że chłopak naprawdę jest w ciąży z dzieckiem Dean’a i ustalić czy nie planuje tego wykorzystać przeciw Winchester’om. Wziął kolejny głęboki wdech i postanowił zmienić trochę taktykę rozmowy.

- Słuchaj. Nie przyszedłem tu, żeby się z tobą kłócić. Chcę jedynie się upewnić, że dziecko, które rzekomo masz w sobie jest Dean’a. Jeżeli okaże się, że kłamałeś przez cały czas, nikt z nas nie pomoże, gdy inni łowcy przypadkowo dowiedzą się, że w okolicy jest czarodziej. Jednak jeśli mówisz prawdę to niezależnie od tego czego chcesz, staniesz się częścią Winchester’ów i będziesz przez to narażony jeszcze bardziej. Tak jak już wspomniałem, wiele kreatur kręcących się na tym świecie zrobi wszystko by zemścić się na nich i nie zawahają się wykorzystać do tego nawet bezbronnego stworzenia.  O ile okażesz się tego godny i nie zdecydujesz się szantażować Dean’a tym dzieckiem, będziemy ci pomagać i może z czasem staniesz się mile widziany w moim domu. Jeśli nie, no cóż, radź sobie sam. Co do badań… mam kilka wtyk, mógłbym załatwić godnego zaufania lekarza, który dochowa tajemnicy.

Harry nie wiedział co myśleć o słowach łowcy. W pewnych momentach miał wrażenie, że ten mu grozi, tylko po to, by chwilę po tym usłyszeć coś, co wzbudzi w nim nadzieję na posiadanie rodziny. Energia, którą wcześniej w sobie czuł, zaczęła powoli opadać i z chęcią napiłby się teraz gorącej czekolady. Skup się. Warknął na siebie w myślach.

- Nie pozwolę się przebadać jakiemuś nieznajomemu lekarzowi – mruknął, nie mając siły na dalszą kłótnię.

Dopiero w tym momencie Bobby zdał sobie sprawę, jak młodo wyglądał chłopak siedzący naprzeciw niego. Teraz, gdy nie starał się cały czas być wyprostowanym i śledzić wszystkich ruchów łowcy wyglądał, jak dziecko sprzeczające się o coś ze starszymi od siebie osobami.

- Dobra, zrobimy tak. Ja skontaktuje się ze znajomym, który ma dostęp do odpowiedniego sprzętu i potrzebne kwalifikacje, a ty spytasz się swojej lekarki - czy kto tam cię bada – czy nie ma żadnych przeciwwskazań i jak chcesz to może być obecna przy badaniu i nawet zrobić swoje dla porównania.

Łowca wpatrywał się uważnie w młodszego mężczyznę, jednak przez dłuższy czas nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Harry patrzył na niego tępym, zmęczonym wzrokiem. Powoli analizując propozycję Bobby’ego, w czym na dodatek przeszkadzała mu nagląca potrzeba gorącej czekolady.
- Yhym… -mruknął na zgodę i odrywał wzrok od siwowłosego mężczyzny. Zaczął zaglądać do kubków porozstawianych na biurku, postanawiając, że ewentualne resztki może odświeżyć i podgrzać odpowiednimi czarami. Kątem oka zauważył telefon leżący pod stertą jakichś papierów i zdecydował się zadzwonić do Renee, póki jeszcze pamięta o co ma ją zapytać.

Całkowicie zapomniany przez niego Bobby, obserwował jego poczynania z lekkim uśmiechem na twarzy. Nie chciał mu przerywać, w głębi duszy przyznając się do tego, że liczył na zdobycie kilku nowych informacji o zielonookim.

- Renee? Hm… - Harry zamyślił się na chwilę, słysząc sygnał poczty głosowej po drugiej stronie. – Pan starszy łowca, chce przeprowadzić na mnie mugolskie badania. Myślisz, że to bezpieczne? A i możesz być podczas nich obecna, więc daj znać jak tylko odbierzesz wiadomość… niby wszyscy mają być przy tym obecni, wyobrażasz to sobie? Bo ja nie. Szkoda tylko, że Dean’a nie będzie, ale może do tego czasu zadzwoni… właśnie! Ja już skończę bo zajmuję linię…

Po tych słowach się rozłączył i tępo wpatrując się w ekran telefonu, oczekiwał na wiadomość o nieodebranym połączeniu.

Nic nie przyszło. Ekran przybrał czarną barwę, a zrezygnowany zielonooki odrzucił komórkę na biurko.

- Harry..? – zapytał Bobby. Chłopak spojrzał na niego zdziwionymi oczami, dopiero teraz przypominając sobie, że łowca nie opuścił jego biura. – Co miałeś na myśli mówiąc, może Dean do ciebie zadzwoni? Nie zrobił tego jeszcze?

- Nie – burknął kruczowłosy, nie lubiąc tego, że ten przykry fakt był mu wyrzucany prosto w twarz. – Wcale się nie dziwię, pewnie nie chce mieć ze mną do czynienia – dodał, próbując sam siebie do tego przekonać.

- A to dureń. Powiedział nam, że już to zrobił. Pewnie nie ma odwagi, albo zgubił numer… - już planował to. jak będzie mógł wypominać to tchórzostwo starszemu Winchester’owi.

- Albo po prostu nie chce ze mną rozmawiać – mruknął Harry, zaczynając się bujać na fotelu.

- Gdyby, nie chciał z tobą rozmawiać, to nie gadałby w koło o tobie. Daj mu trochę czasu… - przerwał w tym momencie, widząc jak zielonooki powoli zaczyna przysypiać na siedząco. Rozejrzał się szybko po pomieszczeniu i dostrzegając w kącie sofkę zawaloną jakimiś teczkami, powiedział:

- Harry, może chcesz się tam położyć? Na fotelu musi ci być niewygodnie.

Zielonooki spojrzał na niego, po czym zerknął za wskazywany mebel. Kiwnął głową, powoli wstając i kierując się w tamto miejsce. Gdy tylko Bobby chciał się zabrać za przenoszenie papierów na podłogę, Harry machnął ręką i w mgnieniu oka wszystko ułożyło się w niechlujną stertę koło jednej z szafek.

- Doskonały pomysł – wymamrotał, przez opanowującą go senność nie dostrzegając zdziwienia na twarzy łowcy. – Dobranoc panie Singer – mruknął, zwijając się w kłębek.

Siwowłosy mężczyzna przypominając sobie określenie, którego chłopak użył podczas rozmowy ze swoją lekarką, parsknął cicho pod nosem. Chwilę przyglądał się odpływającemu do krainy Morfeusza zielonookiemu, po czym tchnięty jakimś dziwnym uczuciem, pochylił się nad nim i odgarniając włosy z jego twarzy, powiedział:

- Bobby, możesz do mnie mówić Bobby.

-----------------------------

Dean niemalże krzyczał z frustracji, gdy po załatwieniu sprawy z duchami przywołanymi przez rytuał Wskrzeszenia Świadków okazało się, że wizytówki nie ma w jego kieszeni. Kilkakrotnie przeszukał Impalę i torbę ze swoimi ubraniami, jednak wszystko na nic.

Zgubił numer do Harry'ego.

Potajemnie korzystał z komputera Sama, żeby jakoś znaleźć stronę, na której będzie numer do zajazdu zielonookiego. Musiał wymyślić kilka wymówek na wypadek, gdyby jego brat go przyłapał, jednak jedno słowo wystarczyło, żeby młodszy brat dał mu spokój. Pornosy.

Przecież nie mógł przyznać się co tak naprawdę robił. Jego duma mu na to nie pozwalała. Po kilku razach, gdy Sam i Bobby męczyli go pytaniami, odpowiedział, że zadzwonił do Harry’ego ale to nie ich sprawa o czym rozmawiają.

Ile by dał, by móc z nim porozmawiać.

Nie mógł przestać o nim myśleć. Zielone oczy i półdługie kruczoczarne włosy nawiedzały go nawet w snach. W dłoni czuł przyjazne mrowienie, gdy tylko przypominał sobie uczucie jakie towarzyszyło dotykaniu brzemiennego brzucha.

Po kilku dniach mordęgi wreszcie udało mu się znaleźć stronę internetową, która gromadziła informacje dotyczące zajazdów w okolicy zamieszkania Harry’ego. Z rosnącą nadzieją odnalazł odpowiednią nazwę i modlił się w duchu, by numer był ciągle aktualny. Po trzech sygnałach dotarł do niego dźwięk podnoszonej słuchawki.

- West Salem Motel&Drink w czym mogę służyć? –zapytał kobiecy głos.

- Przepraszam, czy mogę rozmawiać z Harrym Potterem?

- Zaraz sprawdzę czy szef jest w okolicy, z kim mam przyjemność?

- Dean Winchester.

- Chwileczkę…

Czas niemożliwie zaczął mu się dłużyć w oczekiwaniu na głos zielonookiego. Cała przemowa, którą sobie układał, gdy myślał o ich nadchodzącej rozmowie wyparowała.

- Słucham... – rozległ się zaspany głos, który Dean poznał natychmiast. Jednak nie mógł powstrzymać pytania cisnącego mu się na usta. Nie dowierzając, że po tak męczących psychicznie poszukiwaniach numeru, w końcu dodzwonił się do właściwej osoby.

- Harry?


Publikacja: 11.02.2013

piątek, 21 grudnia 2012

Unexpected 5

 
Unexpected

Autor: Kazu94

Beta: Asai

Słowa: 1 866

Bardzo przepraszam za opóźnienie. Od ostatniego rozdziału laptop dalej mi szwankował i co chwile sprawiał, że chciałam wyrzucić go przez okno. Do tego doszły próbne matury i zamieszanie związane z końcem pierwszego semestru. Mam nadzieję, że teraz będzie lepiej i znajdę więcej czasu (i motywacji) do pracy nad tym opowiadaniem ;]

Koniec marudzenia ;p

Enjoy!


                                                                                         


Obudzony przez promienie słoneczne, leżał na łóżku w swojej sypialni, tępo wpatrując się w sufit. Wydarzenia wczorajszego dnia powracały do niego stopniowo i chłopak zaczął odczuwać coraz większy strach. Nie bał się samego faktu, że ojciec jego dziecka jest łowcą. Nie przerażała go zawiła sytuacja, w którą wplątany był jeden z aniołów. Obawiał się emocji, które zaczynał czuć w stosunku do Deana. Bał się utraty kolejnej ważnej dla niego osoby.

Wyrzucając dręczące go myśli na skraj swojego umysłu wstał, kierując się do łazienki. Po porannej toalecie, podążył do kuchni i zaczął przygotowywać śniadanie, szykując się mentalnie na przybycie trzech pozostałych łowców.

Nie musiał czekać długo, aż usłyszał pukanie. Pozwalając swojej magii wyczuć ich obecność, postanowił oswoić ich trochę z tym, co było jego naturą. Uśmiechając się krzywo pod nosem, otworzył drzwi niemalże nie przestając smażyć jajecznicy.

Bracia Winchester i Bobby wpatrywali się podejrzliwie w otwarte przejście, za którym nikt nie stał. Zastanawiali się co się tak właściwie wydarzyło, dopóki nie dotarły do nich słowa:

- Jestem w kuchni.

Posiłek zjedli w krępującej ciszy. Dopiero po odstawieniu naczyń do zlewu, Dean zaczął opowiadać wczorajsze wydarzenia pozostałym łowcom. Wyjawił wszystko czego się dowiedział od Castiela, pomijając jedynie jego wzmiankę odnoszącą się do samego Harry'ego. Sam jeszcze nie rozumiał tych słów, a coś wewnątrz niego, podpowiadało mu, by na razie nie dzielił się tym z innymi.

Pół godziny później Sam i Bobby wyszli, by spakować ich rzeczy. Mieli się spotkać przy samochodach. Dean odwrócił się do Harry'ego, gdy tylko opuścili pomieszczenie. Po chwili ciszy przysunął się bliżej niego, wyciągając rękę w stronę zaokrąglonego brzucha.

- Mogę..? - zapytał niepewnie.

Kruczowłosy cofnął się minimalnie, unikając spojrzenia drugiego mężczyzny.

- Ja.... Dean musisz zrozumieć. To dla mnie trudne, okej? Nie chcę się przyzwyczaić do myśli, że będziesz częścią życia naszego dziecka, tylko po to, byś pewnego razu zniknął. To by mnie dobiło... zbyt wielu ludzi już straciłem - szepnął. - Musisz wszystko przemyśleć. Na spokojnie przeanalizować całą sytuację i zdecydować, czy jesteś w stanie poświęcić dla tego swoje dotychczasowe życie. Czy naprawdę chcesz być częścią świata dla tego dziecka. Czy będziesz w stanie znieść moment, gdy zacznie ono korzystać z magii. Czy... - pewnego dnia nie zmienisz zdania i nie postanowisz na nas zapolować?

Harry nie dokończył ostatniego zdania, wiedząc, że uraziłby nim starszego Winchestera, jednak tego właśnie obawiał się najbardziej. Przywiązania się do kogoś oraz późniejszej zdrady.

Dean w ciszy obserwował młodszego mężczyznę. Miał rację, musiał sobie to wszystko przemyśleć, lecz jednego był pewny, chciał być częścią życia swojego dziecka. Ostrożnie zbliżył się do zielonookiego i, gdy ten nie wykonał żadnego ruchu, przytulił go delikatnie. Przykładając rękę do jego brzucha, pocałował go w czoło, po czym wyszeptał, przepełnionym emocjami głosem:

- Skontaktuje się z tobą niedługo. Dbaj o siebie.

Rzucając ostatnie spojrzenie na ciężarnego chłopaka, odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia.

Harry stał oniemiały i wpatrywał się w zamknięte drzwi. Musiał z kimś o tym porozmawiać, bo inaczej wybuchnie. Szybko odwrócił się i podążył do półki, na której leżał jego telefon. Wybrał odpowiedni numer i czekał niecierpliwie na połączenie.

- Renee? - zapytał, słysząc głos po drugiej stronie. - Możesz tu przyjść na chwilę?

- Harry? Coś się stało? Czy Dean...

- Nie teraz. Muszę z tobą porozmawiać. Jak przyjdziesz to ci wszystko opowiem.

I tak też zrobił. Chwilę po rozłączeniu się, wyczuł aportującą się kobietę w obrębie jego posiadłości. Minutę później była już u niego w mieszkaniu, tuląc go to swojej piersi. Umiejętnie poprowadziła go w stronę kanapy i już po chwili słuchała chaotycznej wypowiedzi mężczyzny oraz wszystkich jego obaw. Po paru minutach ciągłego mówienia, Harry opadł bezwładnie w jej objęcia i uspokajał się wsłuchując w jej głos.

- To normalne, że obawiasz się krzywdy z jego strony, jednak powinieneś dać mu szansę. Z tego co mi powiedziałeś, odniosłam wrażenie, że mu na tobie zależy. W jakiś szczególnie pokręcony, właściwy dla takich ludzi sposób. Wszystko co mu wyznałeś przyjął spokojnie i ani razu nie wyciągnął broni, mimo że jest łowcą i w innym przypadku pewnie od razu  celowałby do czarodzieja z pistoletu.

Harry jedynie mruknął w odpowiedzi, nie mając chęci by się odezwać Choć nawet gdyby je miał, pewnie nie wiedziałby co powiedzieć. Kobieta uśmiechnęła się lekko pod nosem i przesuwając palcami po jego włosach, pozwoliła mu wszystko ponownie przemyśleć.

- Marz rację - powiedział cicho, odsuwając się od niej delikatnie. - Nie ma co na razie się przejmować, gdy Dean sobie wszystko poukłada, to zadzwoni i...

- Harry ? - wtrąciła Renee, zaniepokojona tak nagłą przerwą.

- Jak...? Jak ma się ze mną skontaktować, skoro nie dałem mu swojego numeru?

- Głuptasie - przerwała mu siwowłosa kobieta, ponownie przyciągając go do uścisku. - Jest przecież łowcą, jeżeli będzie chciał się z tobą skontaktować na pewno znajdzie na to sposób. Może przecież wyszukać numer twojego zajazdu w internecie, a może nawet zabrał jedną z wizytówek leżących przy wejściowych drzwiach.

Nie do końca przekonany chłopak siedział jeszcze chwilę w ciszy.  W jego głowie panował chaos, a sprzeczne emocje nie dawały mu spokoju. Pragnął tego, by Dean się z nim ponownie skontaktował, jednocześnie obawiając się odrzucenia. Zaczął nawet myśleć o tym, by uciec jak najdalej od źródła jego problemów, czyli ojca jego maleństwa, ale czy naprawdę mógłby to zrobić swojemu dziecku? Czy potrafiłby z pełną świadomością pozbawić go możliwości poznania jednego z rodziców?

Sfrustrowany wypuścił z siebie powietrze i podniósł się z kanapy, od razu zmierzając do kuchni. Renee obserwowała rozbawiona, jak chłopak wyjmuje różne rzeczy z lodówki i zaczyna tworzyć kolejną dziwną mieszankę. Starała się tego nie okazywać lecz wiadomość, że ojciec dziecka Harry'ego jest łowcą, początkowo ją przeraziła. Nadal pamięta te kilka nocy, które chłopak spędził u niej oraz koszmary im towarzyszące. Kruczowłosy starał się to ukryć lecz ona szybko zauważyła wszystkie symptomy. Za każdym razem, gdy coś przypominało mu o przeszłości, w nocy nawiedzały go najgorsze ze wspomnień.

Teraz bała się, że najnowsze przeżycia będą miały podobny skutek i Harry będzie znów miał kłopoty ze snem, co wiąże się także ze stanem jego zdrowia. Cały czas martwi ją delikatna budowa ciała chłopaka i ryzyko, jakim może to owocować, przy dalszym rozwoju ciąży.

Wróciła do domu dopiero wieczorem, po kilkukrotnych zapewnieniach Harry'ego, że sam sobie poradzi i, że w razie kłopotów niezwłocznie się z nią skontaktuje.

Zielonooki po szybkim prysznicu opadł na swoje łóżko i jeszcze raz sprawdzając komórkę, by upewnić się, że nie przegapił żadnego telefonu, powoli zapadł w niespokojny sen.

------

Jechali już od kilku godzin i nieubłaganie zbliżali się do domu Bobby'ego. Nieubłaganie dla Dean'a bo wiedział, że gdy tylko opuści samochód, rozpoczną się pytania na które sam chciałby poznać odpowiedzi. Jeśli nie dotyczące Harry'ego jako czarodzieja, to ich dziecka. Do tego wszystkiego jeszcze pozostawała sprawa anioła, który twierdzi, że ma dla niego misję od Boga.

Czuł na sobie spojrzenie Sama, jednak starał się go z całej siły ignorować. Pomagała mu w tym głośna muzyka. Dlatego dojrzawszy dłoń brata, kierującą się do radia, wyciągnął swoją i cały czas patrząc na jezdnię, odtrącił ją mówiąc:

- Nie teraz Sammy.

Ten wyczuwając nastrój Dean'a i wiedząc, że w tym momencie nic z niego nie wyciągnie, sapnął i odwrócił głowę, wpatrując się w mijany krajobraz. Nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Sama idea magi nie pochodzącej od demonów, go przerażała, jednak także strasznie fascynowała. Te wszystkie możliwości, tyle rzeczy czekających tylko na odkrycie. Na dodatek ta ciąża. Męska ciąża! Kto by pomyślał.

Nagle uderzyła go pewna, niepokojąca myśl. Może Harry udawał. Przecież nie wiedzą jakie możliwości ma dzięki tej swojej magii. Najczarniejsze scenariusze zaczęły pojawiać się w jego głowie. A co jeśli chłopak dogadał się z kimś i wiedząc, że Winchester'owie najbardziej cenią rodzinę, postanowił to wykorzystać? Tylko co by mu to dało?

Resztę drogi spędzili zaplątani w swoje myśli. Gdy dojechali na miejsce, Dean od razu zaparkował blisko drewnianego ganku. Nie dając nic powiedzieć swojemu bratu, wysiadł z samochodu i ruszył do drzwi za którymi właśnie znikał Bobby.

Kiedy każdy z nich zajął swoje miejsce w zagraconym salonie starszego łowcy, zapanowała niezręczna cisza.

- Dobra idioci. Załatwcie to między sobą i będziemy mogli zająć się poważnymi sprawami - burknął Bobby, sięgając po jedną z książek.

Żaden z braci nie chciał rozpoczynać tej rozmowy. Obserwowali się nawzajem. Sam starał się przekonać spojrzeniem swojego brata, by to on pierwszy coś powiedział. Dean jednak nie miał zamiaru wdać się w jedną z babskich rozmów. Perfidnie wyciągnął nóż i zaczął się nim bawić. Po paru minutach, nie wytrzymał i schował go do kieszeni.

- Skoro nic nie zamierzasz powiedzieć, to ja skocze po ciasto – powiedział Dean ruszając w kierunku drzwi.

- Co to miało być? Dean! Czy ty naprawdę wierzysz w to, że ten cały Harry jest w ciąży? - wykrzyczał Sam, zadając pytania, które męczyły go od samego początku. - To może być pułapka! Dopiero co jakimś cudem wydostałeś się z piekła, nie sądzisz, że dowiadując się kim jesteś, mógł sobie szybko wyczarować ten jego brzuch? Zapewne zdaje sobie sprawę z tego, jak cenimy własną rodzinę i postanowił to wykorzystać....

- Dość! - warknął rozzłoszczony zielonooki. - Nie waż się tak o nim mówić! Wierze mu i wiem, że nie wykorzystałby NASZEGO dziecka dla własnych korzyści!

- Znasz go zaledwie kilka dni! Co możesz o nim wiedzieć?!

Dean nie mógł znieść już więcej. Wyszedł z domu, trzaskając drzwiami i skierował się w stronę złomowiska. Sam nie wiedział dlaczego tak zareagował na słowa brata. Po prostu, gdy usłyszał jak ten oskarża kruczowłosego, wiedział, że to wszystko nieprawda. Coś w jego wnętrzu podpowiadało mu, że może zaufać Harry'emu i nawet mu się nie śniło, by kwestionować istnienie ich dziecka.

Boże! Będę miał dziecko!

Oparł się o jeden z wraków i pozwolił płynąć swoim myślom. Nigdy nie sądził, że zostanie ojcem. Do tej pory bycie łowcą wykluczało wszelkie trwałe związki i zawsze dbał o to, by zapobiec ewentualnej wpadce. Nie przyszło mu do głowy, że mogłoby się to stać z...

Kurwa! Jak to w ogóle możliwe? Przecież obaj jesteśmy facetami!

No tak, magia. Magia, która jest dobra i nie pochodzi od demonów. Chyba nadal w to nie wierzył... Jak wiele ma możliwości, skoro dzięki niej dwóch mężczyzn może spłodzić dziecko? Był pewien, że ma zastosowanie także przy złych zamiarach.

Od razu przypomniał mu się moment, w których Harry wspomniał o wojnie. Mózg podsunął mu także słowa kruczowłosego, gdy ten myślał, że go nie dosłyszy. Co miał na myśli, gdy mówił za wiele ludzi już straciłem. Czy ma jeszcze jakąś rodzinę, czy to właśnie ich stracił?

Postanowił dłużej się nad tym nie zastanawiać. Jeżeli kiedyś Harry zapragnie podzielić się z nim swoimi tajemnicami, to zrobi to.

W tym momencie uświadomił sobie, że chce lepiej poznać kruczowłosego. Był już przekonany, że nie zważając na zdanie brata, skontaktuje się z nim. Bezwiednie sięgnął do kieszeni i wyjął małe pudełko zapałek. Obrócił je kilkakrotnie, przyglądając się nadrukowi. Z lekkim uśmiechem na twarzy wspominał, jak w ostatnim momencie zauważył je na ladzie w zajeździe Harry'ego. Gdyby ich nie zabrał, teraz musiałby szukać numeru kruczowłosego na własną rękę lub co gorsza, prosić o to Sammy'ego.

Jego rozmyślania przerwał głos jego brata, dochodzący z ganku Bobbyy'ego:

- Dean! Mamy robotę!

Przeklął cicho pod nosem i  ruszył w stronę domu. Ostatni raz spojrzał na pudełeczko, po czym schował je do kieszeni, obiecując sobie, że zadzwoni po tym jak rozwiążą tę sprawę.

Obserwatorzy