Ostrzeżenie!

Na blogu zamieszczane są opowiadania o związkach męsko-męskich. Włącznie z graficznym opisem stosunków i tortur. Osoby niezainteresowane proszone są o opuszczenie strony :]

♂ + ♂ = ♥

Opowiadania są moją własnością i nie życzę sobie by ktoś je kopiował i/lub zamieszczał na innych stronach bez mojego pozwolenia. Wszystkie postacie, które nie należą do żadnego kanonu są wytworem mojej wyobraźni i zabraniam ich kopiowania.

Łączna liczba wyświetleń

sobota, 11 lutego 2012

Próba Miłości - Rozdział 6



Ryżyk... tak wiem, trochę się znęcam nad Harrym :] ale niedługo się to zmieni. Zostały jeszcze może z dwie takie sceny, a później... jeszcze będzie trzeba czekać na Ktosia. Cóż poradzić, taka wena :D

Ps. Przy opisie tego opowiadania i spisie wszystkich rozdziałów dodałam krótkie uwagi, wskazujące na to, który rozdział zawiera gwałty itp. Planuję jeszcze zaznaczyć jakoś same opisy tych scen aby wrażliwe osoby mogły je ominąć.

Enjoy!!!

                                                                              

Zielonooki obudził się nagle, czując potworne mdłości. Przechylił się na bok i zwymiotował mieszaniną eliksirów, żółci i krwi. Wytarł usta ręką i przez chwilę wpatrywał się w podłogę. Do jego zasnutego mgłą snu umysłu, powoli docierało to, co się stało. Przestraszył się i zaczął oddychać szybciej. Wymiotowanie krwią na pewno, nie oznaczało nic dobrego. Delikatnie dotknął brzucha i od razu skrzywił się z bólu. Podwinął koszulkę, którą znów ktoś na niego założył, jednak nie zobaczył żadnych siniaków, świadczących o krwotoku.

Kolejny raz skierował palce na wrażliwe miejsce i ignorując ukłucie bólu, zaczął delikatnie je głaskać. Po paru chwilach, nieprzyjemne uczucie zniknęło. Nie przestając masować brzucha, Harry zaczął szeptać:

-Przepraszam... wiem, że miałem go nie prowokować. -Sam nie wiedział czemu to mówi, ale czuł się dzięki temu lepiej. -Tylko, że ja naprawdę nie wiem dlaczego tak zareagował. Wiem, on jest nieobliczalny, ale czego się spodziewał, co... myślał, że mi się spodoba to, co robił?

Zmaltretowanym ciałem chłopaka wstrząsnął szloch. Skulił się jeszcze bardziej, przytulając się do brzucha.

-Chce do domu, wiesz? Już zaczynam zapominać jak brzmiał Jego głos... Myślę, że jednak nie uda mi się stąd wyrwać. Prawdopodobnie zginę za parę dni i nie dowiem się dlaczego mówię sam do siebie -na jego usta wypłynął lekki uśmiech. -Gadam ze swoim brzuchem, jest tylko jedno wytłumaczenie – zwariowałem.

Harry parsknął śmiechem, który niemal natychmiast zamienił się w szloch. Płakał, nie zwracając uwagi na otoczenie. Wspomnieniami powracał do momentów, gdy jego wybranek, pocieszał go po tym, jak bili go Dursley'owie lub po nocnych koszmarach. Przywołał do siebie uczucie błogiego spokoju, którego wtedy doświadczał. Duże, ciepłe ramiona zawsze sprawiały, że czuł się bezpiecznie. Tak bardzo chciał móc się teraz w nie wtulić. Zatracić się w Jego unikatowym zapachu.

Zmęczony zasnął z lekkim uśmiechem na ustach.

Obudził się z dziwnym przeczuciem, że coś się zmieniło. Uniósł się na łokciach i rozejrzał po celi, jednak wszystko było na swoim miejscu. Taca z jedzeniem zmieniła tor jego myśli. Chłopak ostrożnie podniósł się z posłania, odczuwając lekkie zawroty głowy. Chwycił kawałek metalu, na którym stała mała miseczka, szklanka wody oraz kilka kromek chleba i powrócił na swoją pryczę.

Powoli spożywał posiłek, nie zwracając już uwagi na brak jakiegokolwiek smaku. Znów poczuł, że coś jest nie w porządku. Zaraz.... ile czasu spałem? Czy nie powinni zabierać mnie znów do Voldemoerta? Oczywiście nie chciał nigdy więcej widzieć jego gadziej twarzy, jednak zwykle przychodzili najdalej co dwa dni. Chociaż nie był tego do końca pewny, często tracił poczucie czasu przez ograniczony dostęp światła i utraty przytomności.

Podejrzewał, że jest już tu około dwa tygodnie. Może znudziłem się Voldemortowi? Z wczorajszej „zabawy” raczej nie był zadowolony. Na samo wspomnienie zrobiło się Harremu niedobrze. Ponownie zwinął się do pozycji embrionalnej. Po parunastu minutach, powieki zaczęły mu ciążyć, z cichym westchnieniem zrezygnowania, oddał się w objęcia Morfeusza.

Następnego dnia jego niepokój pogłębił się, gdy skrzat z jedzeniem nie przybył. Zielonooki został zmuszony do sięgnięcia po swoje małe zapasy, suchy chleb zapchał żołądek i przez jakiś czas miał spokój przynajmniej z głodem. Zestresowany przemierzał swoją celę w tę i z powrotem, nie mogąc skupić się na niczym. Jego myśli pędziły jak oszalałe, co chwila podsyłając mu obrazy tego co mogą aktualnie robić śmierciożercy albo tego co zrobi z nim Voldemort po powrocie.

Z nerwów zaczął go boleć brzuch, więc usiadł na pryczy, podciągając kolana do klatki piersiowej i starał się uspokoić. Obgryzł już wszystkie paznokcie i teraz trzymał kciuka w ustach, przygryzając go co chwilę. Nie zauważył, że zaczął bujać się do przodu i tyłu, wpatrywał się w przestrzeń, a przed oczami migały mu okropne obrazy.

Nie miał pojęcia co się z nim dzieje. Co chwile miał ochotę wybuchnąć płaczem, lecz zaraz po tym opanowywała go nadzieja na to, że przybył ktoś na ratunek. Może ktoś dowiedział się gdzie się znajduje i właśnie teraz walczy z poplecznikami Voldemorta. Najczęściej jednak znajdował się w stanie przyjemnego otępienia, gdzie niczym się nie przejmował i mógł po prostu trwać. Przesiedział tak kilka godzin, aż w końcu zapadł w niespokojny sen.

Tej nocy męczyły go koszmary, był niemal pewny, że wszystko co widział odbywało się właśnie w tej chwili, gdzieś na świecie. Być może była to wizja, jednak tak dawno żadnej nie miał dzięki Oklumencji, że nie pamiętał już po czym rozróżniał zwykły koszmar od rzeczywistych poczynań Czarnego Pana.

Voldemort stał na środku ulicy i obserwował chaos panujący dookoła. Śmierciożercy palili domy, torturowali ludzi, gwałcili i mordowali. Nie zwracając uwagi na wiek. Mugol to przecież mugol. Harry usłyszał głuchy odgłos towarzyszący upadaniu ciała na beton. Skierował swój wzrok niżej i … wybuchł śmiechem. Nie to nie ja.... to Voldemort. Jestem w jego umyśle. Czerwonooki przyjrzał się z zaciekawieniem leżącej u jego stóp postaci.

Nastoletni chłopak miał co najwyżej osiemnaście lat. Długie czarne włosy były posklejane od potu i krwi. To co zostało z jego ubrania nawet skrzaty, uznałyby za szmaty. Postać drgnęła lekko i zaczęła unosić się na rękach.

-Crucio!- wysyczał w wężomowie Voldemort nie dając się chłopakowi podnieść. -Harry Potterze, zobacz co cię czeka w niedalekiej przyszłości. Będziesz się wić u mych stóp jak zwykły mugol!

Zielonooki czuł porażający ból. Krzyczał razem z maltretowanym chłopakiem, odczuwając każdą klątwę i torturę. Po którejś z kolei fali cierpienia, spadł z pryczy i wił się w spazmach na podłodze. Krew ciekła mu z nosa i ust, kończyny odczuwały każde zaklęcie łamiące, jednak nadal pozostawały w całości.

Po parunastu minutach tortur chłopak znajdujący się przed Voldemortem poruszał się tylko w pocruciatusowych drgawkach. Czarny Pan zaśmiał się triumfalnie i dopiero wtedy zdecydował się uśmiercić nastolatka.

-Avada Kedavra!

Harry ujrzał zielony błysk i otworzył oczy, gwałtownie wciągając powietrze.. Zwymiotował na podłogę koło swojej twarzy i wybuchł niekontrolowanym szlochem. Chciał podnieść się w podłogi lecz każdy nawet najmniejszy ruch sprawiał mu okropny ból. Po jakimś czasie udało mu się zwinąć w kłębek.

Leżał tak, nieprzerwanie płacząc, a spływające łzy mieszały się z krwią i spływały na kamienną podłogę. Zrobiło mu się zimno lecz nie miał sił by, ruszyć się choćby o kolejny milimetr.

Nie wiedział do końca czym spowodowany był jego szloch. Czy tym, że ten chłopak umarł tylko po to by, Voldemort mógł mu pokazać jak go zabije, czy może z powodu tego jak umrze. Jego wycieńczone ciało, coraz gorzej znosiło każdą torturę, wątpił by udało mu się wytrzymać choć część tego, czego dzisiaj był świadkiem.

Po paru godzinach, z trudem udało mu się przenieść na pryczę. Zdrętwiałe, trzęsące się kończyny w niczym nie pomagały, a mdłości doprowadziły do tego, że utworzył kolejną kałużę żółci i krwi na podłodze.

Znów zaczął go boleć brzuch. Delikatnie zaczął go masować, przesyłając uzdrawiającą magię. Tak samo jak ostatnio robił to podświadomie, wiedział tylko, że to pomaga i polepsza jego samopoczucie. Bezwiednie wykonywał okrężne ruchy, dopóki Morfeusz nie porwał go w swoje ramiona.

Gdy się obudził, nie miał nawet sił by, unieść się na rękach. Ledwo udało mu się rozejrzeć po ciasnym pomieszczeniu. Podłoga dalej była pokryta jego krwią i wymiocinami, a brak tacy z jedzeniem ledwo zauważył. Jedynym o czym myślał było to, że Voldemort go zabije.

Wiedział o tym od początku, jednak zawsze tliła się w nim mała iskierka nadziei na ratunek. Widocznie zabawka mu się znudziła i teraz się jej pozbędzie. Może gdyby był bardziej posłuszny to udałoby mu się pożyć trochę dłużej, lecz co to by było za życie. Tortury, gwałty i nieustające poniżenie. Wiedział też, że nie byłby w stanie, zmusić się do bycia... lepszą zabawką. Nigdy nie odpowiedziałby na żaden dotyk tego oślizgłego gada.

Zatopił się w rozmyślaniach, nie zwracając uwagi na upływ czasu. Zastanawiał się kiedy wróci Voldemort i czy od razu będzie chciał go zabić. No może nie od razu, zielonooki nawet nie marzył o pominięciu tortur. Zamęczą go, aż nie będzie w stanie choćby poruszyć palcem i wtedy dopiero z nim skończą.

Całodniowe rozmyślanie o okolicznościach własnej śmierci, nie wpłynęło dobrze na psychikę chłopaka. Można by powiedzieć, że po przeanalizowaniu tak wielu możliwości, zielonooki pogodził się ze swoim losem. Oczywiście, że nie chciał umierać, jednak co mógł zrobić. Nie zniżyłby się do błagania, nawet gdyby miał choć minimalne szanse na odniesienie sukcesu. Dobrze wiedział, że Voldemort nie opuszcza swoim wrogom.

Wieczorem udało mu się poruszyć ręką, nie odczuwając przy tym prawie żadnego bólu. Nie chcąc zasypiać w obawie przed kolejnymi wizjami, a nie mając sił na zastosowanie Oklumencji, powoli próbował rozruszać obolałe kończyny.

Po paru godzinach, był w stanie usiąść niemal bezboleśnie, na pryczy. Delikatnie rozciągał i masował nogi, starając się odgonić myśli, które towarzyszyły mu przez cały dzień. Teraz gdy jego żołądek zdążył się uspokoić, Harry zaczął odczuwać głód. Z nadzieją spojrzał na miejsce, gdzie skrzaty zwykle stawiały tace z jedzeniem, jednak nic się tam nie znajdowało. Westchnął i zrezygnowany opadł z powrotem na posłanie.

Zdrzemnął się dopiero, gdy słońce zaczęło wpadać przez małe okienko. Nic mu się nie śniło i był za to bardzo wdzięczny.


2 komentarze:

  1. Nadrobiłam!
    Zawsze narobię sobie zaległości, a czytanie twojego opowiadania w większych dawkach może wpędzić człowieka w wisielczy nastrój :) Ale spoko, ja to lubię :)
    Może najwyższy czas na ratunek, co? Harry chyba już dłużej nie wytrzyma :) Mimo tego, że bardzo się stara. Człowiek bez jedzenia może przeżyć... chyba coś koło 10 dni, zwłaszcza taki drobny jak Harry. Uważaj, bo go zagłodzisz :) Nie żebym miała coś przeciwko. Zawsze uważałam, że "Harry Potter" powinien skończyć się śmiercią tytułowego bohatera. Wiem jednak, że masz inne plany ;) Zaczynam już dostrzegać zapowiedź przyszłych problemów, ale nic nie mówię głośno ;)
    Ogólnie - lubię to!
    Pozdrawiam i wena! Niech przestanie kaprysić :) Chociaż wiem co z tego kapryszenia wyjdzie, więc już sama nie wiem :D
    Asai

    OdpowiedzUsuń
  2. noooo eeej...........tak bez gwałtu? ;( wiesz ty co! znieczulica normalnie! xDD

    ale dobrze,że jeszcze będzie! pociesza mnie to szalenie wręcz ;D

    -Ryżyk-

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy