Ostrzeżenie!

Na blogu zamieszczane są opowiadania o związkach męsko-męskich. Włącznie z graficznym opisem stosunków i tortur. Osoby niezainteresowane proszone są o opuszczenie strony :]

♂ + ♂ = ♥

Opowiadania są moją własnością i nie życzę sobie by ktoś je kopiował i/lub zamieszczał na innych stronach bez mojego pozwolenia. Wszystkie postacie, które nie należą do żadnego kanonu są wytworem mojej wyobraźni i zabraniam ich kopiowania.

Łączna liczba wyświetleń

sobota, 4 lutego 2012

Próba Miłości - Rozdział 5

Moja wena doświadcza chyba zaburzenia dysocjacyjnego tożsamości. Zamiast skupić się na jednym opowiadaniu podsyła mi co chwilę nowe pomysły. To jest okropne! Jak ona tak może?

Asai... sama się dziwię, że mi tak wychodzi to pisanie :] Trzymam kciuki za twój internet!
Ryżyk - niepożądanych masturbacji ciąg dalszy!

Enjoy

                                                                      

Harry wybudzał się z głębokiego snu, który najprawdopodobniej zawdzięczał eliksirom. Ospale uchylił oczy i nieprzytomnym wzrokiem wpatrywał się w sufit swojej celi. Stopniowo odzyskiwał władzę w całym ciele, co łączyło się także z powrotem bólu. Zaczął głęboko oddychać, starając się rozluźnić mięśnie. Nagle dopadły go mdłości nie do zignorowania. Nie czując się na siłach by podejść do kąta, w którym zwykle załatwiał takie sprawy, wychylił się poza pryczę i opróżnił swój żołądek na podłogę.

Ręce zaczęły mu się trząść, więc przycisnął je do brzucha i czekał, aż jego organizm się uspokoi. Sceny z wczorajszych wydarzeń przelatywały mu przed oczami, z wyczerpania nie mógł nawet powstrzymać napływających do oczu łez.

W samotnej celi jego szloch było słychać bardzo wyraźnie, jednak tym się nie przejmował. Zaczął wątpić w podjęcie takiej, a nie innej decyzji. Może lepiej by było, gdyby zabili go na początku. Nie umierałby teraz z wyczerpania, bólu i tęsknoty. Coraz bardziej odległa wydawała mu się wizja powrotu do domu. Był tutaj od ponad dziesięciu dni, jednak dla niego była to wieczność.

Znów przyłapał się na bezwiednym głaskaniu brzucha. Nie czuł się głodny, więc może był to po prostu jakiś odruch... nie zastanawiał się nad tym zbyt długo. Sprawiało mu to przyjemność więc nie zamierzał na siłę odciągać ręki. Kontynuował wykonywanie okrężnych ruchów dłonią, skupiając się tylko na tym doznaniu. Nie była to czynność podniecająca, nic w tym stylu, gdy przejeżdżał opuszkami po delikatnej skórze, czuł się bezpieczny oraz malało uczucie samotności.

Po spędzonych tak paru minutach, które pozwoliły mu się trochę odprężyć i uciec od nieprzyjemnych myśli, zdał sobie z czegoś sprawę. Potrzeba ochrony brzucha była zbyt wielka, by ją zignorować. Spojrzał w dół, na zasłonięty cienkim materiałem koszulki, kawałek ciała. Zastanawiał się jak mógłby go obronić. Na pewno nie zaszkodziłoby się postarać, nie prowokować śmierciożerców i Voldemorta do uderzenia go, jednocześnie nie dając im odkryć własnego celu. Gdyby dowiedzieli się, że obawia się naruszenia przez nich jego brzucha, z pewnością by to wykorzystali przeciw niemu.

Nagle w jego głowie zaświtała pewna myśl. Jestem przecież czarodziejem. Zdawało mu się, jakby podświadomie wiedział, co ma zrobić. Skierował znaczną część swojej magii na brzuch, cały czas skupiając się na obronie i stawianiu przeróżnych zabezpieczeń. Paręnaście minut później poczuł, że mu się udało. Jeszcze bardziej wykończony niż przed przekazaniem magii, zwinął się w kłębek i zapadł w kolejny sen. Tym razem pozbawiony, choć części zmartwień.

Resztę dnia spędził w swojej celi samotnie. Z jednej strony cieszył się, że dali mu na jakiś czas spokój, lecz mógłby to nazwać także, ciszą przed burzą. Obawiał się tego, co może dla niego zaplanować Voldemort. Nigdy nie wiadomo, jaki pomysł wpadnie do tego gadziego mózgu.

Wieczorem, następnego dnia, zamaskowana postać weszła do jego celi i nic nie mówiąc wywlekła za ramię na korytarz. Harry nie wiedział co się dzieje i dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że znajduje się w innej części posiadłości. Przeraził się, starając rozpoznać choćby element skromnego wystroju czy nawet, fragment ściany. Jednak nic nie wskazywało na to, by kiedykolwiek był w tej części budynku.

Kościste palce śmierciożercy wbijały się boleśnie w jego nieosłonięte ramię, sprawiając, że nie mógł dłużej na niczym się skupić. Co chwilę się potykał i tylko bolesny uścisk, utrzymywał go w pionie. Rozkojarzony, nie zauważył krótkiego postoju przed masywnymi drzwiami. Z letargu wybudziło go gwałtowne spotkanie z podłogą. Rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem po pomieszczeniu. Czarne mroczki migały mu przed oczami, jednak udało mu się zaobserwować parę rzeczy.

Leżał na drewnianej podłodze, co było miłą odmianą po wiecznie zimnym kamieniu i marmurze. Wzdłuż ścian ciągnęły się regały zapełnione książkami, a naprzeciwko drzwi znajdowało się potężne biurko zawalone różnymi papierami. Pomieszczenie było utrzymane w odcieniach srebra i zieleni, co zbytnio nie zdziwiło chłopaka. Za plecami usłyszał trzaśnięcie drzwi, wystraszony odwrócił w tamtą stronę głowę. W głębi duszy wiedział kogo zobaczy.

Lord Voldemort górował nad nim, z złowieszczym uśmiechem. Podszedł do masywnego fotela, znajdującego się niedaleko biurka i usiadł na nim, z jakąś mroczną gracją. Czerpiąc dziwną przyjemność z zaistniałej sytuacji, dalej wpatrywał się w zielonookiego, wywołując u niego nerwowe dreszcze.

Nie miał pojęcia czego się spodziewać po czerwonookim. Do tej pory wysługiwał się w gwałtach, swoimi podwładnymi, jednak teraz znajdowali się sami w średniej wielkości biurze. Z nerwowym wyczekiwaniem, obserwował gadzią twarz, czekając na jakikolwiek gest, ruch czy słowo.

-Wiesz... -zaczął niespodziewanie mówić w wężomowie. -Moje ciało nie jest idealne, owszem nieśmiertelne, jednak nadal posiada wiele wad.

Chłopak nie miał pojęcia dlaczego wróg mówi mu o takich rzeczach, zignorował złe przeczucie i wsłuchał się w słowa Voldemorta.

-Jednakże podczas naszego ostatniego spotkania, Bellatriks podsunęła mi cudowny pomysł.

Przez ciało Harrego przeszedł dreszcz obrzydzenia, gdy czerwonooki wstał z fotela i nachylił się nad nim. Wyciągnięta gadzia ręka przejechała po policzku zielonookiego i skierowała się niżej, przez szyję, na obojczyku kończąc. Chłopak instynktownie się odsunął, uciekając od dotyku, przyprawiającego go o mdłości.

W oczach Voldemorta było coś, czego Harry nie rozumiał i szczerze powiedziawszy nie chciał zrozumieć. Wszystko co łączyło się z tym psychopatą, było niebezpieczne i trudne do pojęcia dla zdrowych umysłowo ludzi.

-Żałuję, że nie mogę cię pieprzyć, aż do nieprzytomności... - Chłopak głęboko wciągnął powietrze na te słowa. Odsunął się jeszcze dalej od ponownie wyciągniętej, bladej ręki, jednak ucieczkę uniemożliwił mu jedne z regałów. Oddychał nierównomiernie, przez cały czas szukając rozbieganym wzrokiem, jakiejkolwiek drogi ucieczki. -Twoje ciało jest takie... kuszące. Gdybym wcześniej to zauważył, może ten zdrajca Snape -wypluł z goryczą nazwisko Mistrza Eliksirów -zdołałby przywrócić, więcej sprawności mojemu ciału.

Złapał za przód koszulki chłopaka i podciągnął go do góry. Jednym machnięciem różdżki, usunął wszystkie zbędne przedmioty z biurka, następnie rzucając na nie zielonookiego. Przerażony Harry po tak nagłym spotkaniu z twardą powierzchnią mebla, nie mógł złapać oddechu. Dopiero po paru próbach udało mu się odetchnąć. Nagle poczuł lodowatą dłoń na swoim gardle, która dociskała go do drewnianego blatu.

-Zamierzam cię doprowadzić do takiego stanu, że nie będziesz zdawał sobie sprawy z tego gdzie się znajdujesz. W jękach będziesz się wił, pod moim dotykiem. Będziesz błagał o to bym pozwolił ci dojść, jednocześnie pragnąc bym odesłał cię do lochu – wysyczał i machnięciem różdżki pozbył się jedynej rzeczy, którą Harry posiadał.

Chłopak był tak sparaliżowany, tym co właśnie usłyszał, że nawet nie zarejestrował zniknięcia koszulki. Leżał na twardym biurku, czując jak drewno wbija mu się w kości, jednak nie zwracał na to uwagi. Rozszerzonymi z przerażenia oczami, wpatrywał się w swojego odwiecznego wroga.

-Nie..! -Szarpnął się, czując lodowate palce, przejeżdżające w dół jego klatki piersiowej.

Voldemort, drugą ręką, nadal znajdującą się na jego szyi, bezproblemowo powstrzymał próbę ucieczki. Zabrał dłoń z jego torsu i po paru machnięciach różdżką, zostawił chłopaka przyczepionego do blatu. Zielonooki szarpał się jeszcze przez chwilę, wykrzykując różne pogróżki w stronę Mrocznego Pana, jednak przyczyniło się to, tylko do otarcia wystających kości o drewno oraz poszerzenia, złowieszczego uśmiechu Voldemorta.

-Tak, walcz! Umożliwisz mi pokazanie ci jak bardzo jesteś słaby i jak łatwo jest złamać to, co ty nazywasz dumą i odwagą. Krzycz ile chcesz! Nikt ci nie pomoże! Ten stary głupiec, Dumbledore pewnie nawet nie ma pojęcia gdzie się znajdujesz.

Harry zacisnął dłonie w pięści, gdy ręka czerwonookiego zaczęła masować mu podbrzusze. Jego całe ciało trzęsło się z połączenia zimna i obrzydzenia. Jedynie siłą woli powstrzymywał się od zwymiotowania. Starał się oddychać głęboko, uspokajając mdłości i trzęsące się kończyny.

Nagle poczuł lodowatą dłoń gada, łapiącą go za przyrodzenie. Spiął się, wciągając głośno powietrze. Harry czuł się okropnie -bycie dotykanym w takich miejscach, przez odwiecznego wroga, który niejednokrotnie próbował go zabić, sprawiało, że miał ochotę płakać. Wszystkie te nagłe emocje sprawiły, że przez chwilę nie zwracał uwagi na to, co robił Voldemort. Nie miał pojęcia, dlaczego czerwonooki miałby w ogóle chcieć go dotykać.

Z rozmyślań wytrąciły go ruchy bladej dłoni na jego członku. Sapnął, zagryzając wargi, gdy palce zacisnęły się boleśnie na jego trzonie.

-Widzisz... twoje ciało odpowiada na mój dotyk. Nie próbuj, mu się opierać, to może być przyjemne także dla ciebie.

Harry chciał odpowiedzieć, że nigdy w życiu nie będzie czerpał przyjemności z takiego traktowania, jednak powstrzymał się czując, wznowione ruchy kościstej dłoni. Oczy zaczęły go piec od wstrzymywanych łez, a z zaciśniętych pięści zaczęła skapywać krew. Nie rozumiał swojego ciała, dlaczego reaguje na taki dotyk? Dlaczego pomiędzy falami bólu i upokorzenia, przeplata się także trochę przyjemności?

Paręnaście minut później, zielonooki doznał słabego, wymuszonego orgazmu. Czuł palce Voldemorta, które brudne od jego własnej spermy, kreśliły wzory na jego ciele. Wyczerpany chłopak, nie miał sił na powstrzymywanie łez. Słone krople zaczęły wypływać spod zaciśniętych powiek i spływały w dół, ginąc za linią włosów.

Czerwonooki syczał coś dalej, jednak Harry nie mógł się skupić na treści. W pewnym momencie poczuł, że może już swobodnie ruszać rękoma, lecz nie cieszył się zbyt długo, gdyż następnym czego doświadczył było, bolesne spotkanie z ziemią.

Zakrztusił się powietrzem i łzami. Zaczął kaszleć starając się odzyskać, możliwość oddychania. Dopiero po chwili uniósł głowę do góry i spojrzał w oczy Voldemorta. Było w nich coś dziwnego. Dzikie zadowolenie wymieszane z pożądaniem i... szałem? Zielonooki nigdy go nie rozumiał więc teraz też nie próbował tego zrobić. Leżał na drewnianej podłodze czekając na następny ruch swojego wroga.

-Nie podobało się?! Już ja cię nauczę posłuszeństwa! Crucio!

Harry wrzasnął z bólu. Czuł jakby całe jego ciało, było rozrywane na strzępy. Kończyny wyginały mu się pod dziwnym kątem. Łzy mieszały się z krwią wypływającą z ust i nosa. Nagle w jego głowie pojawiła się jedna wyraźna myśl, chroń brzuch! Instynktownie dotknął kawałka skóry, niedaleko pępka i powtarzał w myślach, prośby o ochronę, wymieszane z różnymi ochronnymi zaklęciami. Nie wiedział czy mu się udało, po chwili która wydawała się dla niego wiecznością, jego umysł zasnuła ciemność.

1 komentarz:

  1. B r z u c h????!!!
    Rozwalił mnie tekst "amierzam cię doprowadzić do takiego stanu..."itd,itd ^___^

    Ale wiesz co?Już byś mogła trochę rozluźnić!
    Same sadomaso????
    Mam nadzieje,że Ktoś pojawi się na białym koniu i uratuje Harrego i będą żyli długo i szczęśliwie! (haha xD)

    -Ryżyk-

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy