Ostrzeżenie!

Na blogu zamieszczane są opowiadania o związkach męsko-męskich. Włącznie z graficznym opisem stosunków i tortur. Osoby niezainteresowane proszone są o opuszczenie strony :]

♂ + ♂ = ♥

Opowiadania są moją własnością i nie życzę sobie by ktoś je kopiował i/lub zamieszczał na innych stronach bez mojego pozwolenia. Wszystkie postacie, które nie należą do żadnego kanonu są wytworem mojej wyobraźni i zabraniam ich kopiowania.

Łączna liczba wyświetleń

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą slash. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą slash. Pokaż wszystkie posty

sobota, 25 lutego 2012

Próba Miłości - Rozdział 7

Bardzo was przepraszam za to opóźnienie (choć chyba nikt go nie zauważył)! W poprzedni weekend byłam na osiemnastce i po powrocie do domu całkowicie zapomniałam o dodaniu rozdziału. Mam nadzieję, że mnie za to nie zagryziecie. Rozdział krótszy niż planowany, no ale mówi się trudno.
Asai -Cieszę się, że nadrobiłaś zaległości. Ratunek już niedługo!
Ryżyk -Bardzo proszę, scena gwałtu. Niestety jedna z ostatnich :p 

Enjoy!!

                                                                                          

 Dwa dni później, psychika zielonookiego była całkowicie rozchwiana. Zdawało mu się, że słyszy rozmowy śmierciożerców, lecz gdy próbował się im przysłuchać, nagle zalegała cisza i nie dochodził do niego choćby najcichszy szmer. Brak jedzenia i picia, także miał na niego ogromny wpływ. Ręce mu się trzęsły i z trudem utrzymywał się na nogach. Jego marzeniem była szklanka letniej wody.

Nie zasypiał, na dłużej niż kilka godzin, obawiając się wciąż powracających koszmarów. Parę razy wydawało mu się nawet, że wuj Vernon zaraz wejdzie przez drzwi i znów zacznie go bić za to, że krzyczał w nocy.

Wieczorem siedział na pryczy, z podciągniętymi do klatki piersiowej nogami, gdy usłyszał kroki nadchodzące z końca korytarza. Nie będąc pewnym czy znów mu się, po prostu nie przesłyszało, nie wykonał żadnego ruchu.

Śmierciożerca, który wszedł do jego celi, wybuchł rechotem, sprawiającym, że przez zmizerniałe ciało nastolatka przebiegły dreszcze. Zdezorientowany Harry, podniósł rozbiegany wzrok i z trudem spojrzał na zamaskowaną postać. Mężczyzna chyba coś mówił, jednak zielonooki nie mógł tego dosłyszeć.

Nastolatek nie zdawał sobie sprawy z tego, co wydarzyło się potem, w pewnym momencie po prostu znalazł się na podłodze Sali Tronowej Voldemorta. Otaczało go pięciu śmierciożerców, jednak tylko dwóch z nich należało do wewnętrznego kręgu, reszta miała zwyczajne białe maski.

Nie zwracając na nic więcej uwagi, Harry postanowił się zdrzemnąć, było tutaj dużo czystsze powietrze niż w jego celi i mógł swobodnie oddychać. Położył głowę na kamiennej posadzce, podciągając kończyny bliżej tułowia.

Jego postanowienie chyba się komuś nie spodobało, gdyż w momencie gdy zamknął oczy, poczuł szarpnięcie za włosy i jego twarz została skierowana w stronę krwistoczerwonych oczu.

-Potter ssłuchaj jak do ciebie mówię! -syknął Voldemort. - Nie mam zamiaru się powtarzać! -Zrobił krótką przerwę, podczas której podszedł do skulonej postaci. - Zanim pozwolę się zabawić tym paru śmierciożerom, którzy wykazali się podczasss ostatniej akcji, chciałbym się dowiedzieć czy ssspodobała ci się wizja twojej śmierci?

Harry nie potrafił wydobyć z siebie głosu. Przez to, że nic nie pił, ani nie jadł przez te parę ostatnich dni, miał zaschnięte gardło i jedynym co opuściło jego usta był przerywany szept.

-Nie zamierzasssz mi odpowiedzieć?! - wysyczał wściekły Voldemort. -Dobrze... niech tak będzie. Nie mussicie się ograniczać, jesst do wassszej dysspozycji -zwrócił się do swoich popleczników.

Otępiały Harry nie potrafił utrzymać głowy w powietrzu i gdy jego włosy zostały wypuszczone z potężnej ręki śmierciożercy, uderzył nią w kamienną podłogę. Zamroczyło go i nie był w stanie zareagować na poczynania śmierciożerców. Dwóch z nich przewróciło go na plecy i przytrzymywało ręce w górze, a para kolejnych rozszerzyła jego nogi.

Ból w stawach otrzeźwił jego myśli. Szarpnął się, starając uwolnić napięte kończyny. Zamaskowani mężczyźni wybuchli rechotem. Rozszerzyli jeszcze bardziej uda zielonookiego, a ręce podciągnęli wyżej. Harry zdał sobie sprawę z tego co za chwilę się stanie, gdy zobaczył pochylającą się nad nim zamaskowaną postać. Zacisnął szczęki i oczy w oczekiwaniu na najgorsze.

Uczucie rozrywania jego wnętrza, spowodowało wygięcie się jego ciała w łuk. Serce wyrywało mu się z klatki piersiowej, a oddech stał się nierówny i płytki. Czuł jak obce ciało porusza się w nim, sprawiając, że po jego udach zaczęła spływać krew. Krzyknął przeraźliwie, jednak gardło będące już w i tak opłakanym stanie, zaprotestowało ukłuciem bólu. Niczym nie chroniona skóra ocierała się o kamienną posadzkę w rytm pchnięć napastnika. Stawy kończyn przytrzymywanych przez pozostałych śmierciożerców, były wygięte pod takim kątem, że niewiele brakowało do spowodowania złamań lub zwichnięć.

Po policzkach zielonookiego spływały łzy i przez jedną absurdalną chwilę, chłopak pomyślał o tym, że właśnie traci cenną wodę z organizmu. Spazmatycznie nabierał powietrza w obolałe płuca, starając się uspokoić. Jednak na wiele się to nie zdało, gdyż napastnik przyśpieszał, sprawiając mu coraz większy ból. Zdecydował się pozostawać biernym, mając nadzieję, że gdy śmierciożercy zaspokoją swoje potrzeby- dadzą mu spokój.

Po tym jak piątka popleczników Voldemorta wielokrotnie doszła w jego wnętrzu, chłopak pokryty potem, krwią i spermą, leżał wycieńczony na kamiennej posadzce, czekając na decyzję Czarnego Pana. Było mu już obojętne co stanie się dalej. Czy krwistooki zdecyduje się na dalsze tortury, czy może odeśle go do lochów. Harry był tak obolały, że nie mógł sobie w tej chwili wyobrazić gorszej sytuacji. Podświadomie wiedział, że po Voldemorcie może się spodziewać najbardziej absurdalnych pomysłów, jednak wewnętrznie bronił się przed takimi wizjami.

Mężczyzna o gadziej twarzy syczał coś, jednak sens jego słów nie docierał do umysłu Harrego, który odpłynął do swojego, wewnętrznego azylu. Jeden z śmieciożerców rzucił na niego zaklęcie lewitacji i nie kłopocząc się z podnoszeniem go na wystarczającą wysokość, zaczął ciągnąć po podłodze. W asyście kolejnych dwóch, zamaskowanych mężczyzn, dotarł do swojej celi i został do niej brutalnie wrzucony.

Zauważył, że tym razem nie kłopotali się składaniem go do kupy. Zwykle ktoś leczył jego najgorsze rany, lecz teraz nie otrzymał nawet eliksiru na wzmocnienie. Zwinął się w kłębek, oddychając z trudem. Zaszlochał, czując jak wycieka z niego mieszanina sperm i krwi. Ręce mu się trzęsły, utrudniając zaplecenie ich na klatce piersiowej, w celu zatrzymania ciepła.

Czuł się brudny. Nie tylko w kwestii fizycznej, ale także wewnętrznie. Za każdym razem gdy powracało do niego to, co zrobili z nim od czasu porwania, chciało mu się wymiotować. Przypominał sobie te brudne, spocone, potężne dłonie, przytrzymujące jego biodra tylko po to, by zapewnić sobie głębsze doznania, a jemu większy ból. Oślizgłe języki, przesuwające się po jego ciele, przyprawiające o dreszcze. To okropne uczucie rozrywania, towarzyszące, wdzieraniu się napastnika w jego ciało. Wszystko to sprawiało, że miał ochotę, wziąć szorstką gąbkę i szorować się, aż do krwi, choć podświadomie wiedział, że to i tak by nie pomogło. Miał wrażenie jakby przesiąkł brudem, jakby pierwszy dotyk śmierciożercy tamtego feralnego dnia, przesądził o przeznaczeniu jego ciała.

Starał się nie myśleć o tym, jakby zareagował jego partner, gdyby wrócił do domu. Najgorsze wizje, podsyłane przez zmęczony umysł, były bardziej bolesne od niektórych klątw torturujących. Zdawał sobie sprawę z tego, że On na pewno by go celowo nie skrzywdził, jednak nikt nie może przewidzieć reakcji drugiej osoby, na powrót... zbrukanego kochanka.

Przestań o tym myśleć! Krzyknął na siebie. Pewnie i tak nie wrócisz do domu, więc nie ma się czym zadręczać!

Kłócił się ze sobą wewnętrznie, jeszcze przez dłuższy czas. Część jego umysłu nadal miała nadzieję na ratunek, jednak była ona skutecznie tłumiona przez dwie pozostałe, które spierały się pomiędzy szybą śmiercią, a nieskończonym cierpieniem.

Następnego dnia czekały go kolejne tortury i gwałty, a brak jakiegokolwiek pożywienia nie pomagał w regenerowaniu sił. Nie pamiętał co dokładnie stało się po tym jak znów zaciągnęli go przed oblicze Voldemorta. Był ledwo przytomny z głodu i bólu, gdy kolejni poplecznicy Czarnego Pana gwałcili jego zmaltretowane ciało. Co jakiś czas, jakby wybudzał się ze stanu otępienia, tylko po to by kolejnych uderzeniach pięści lub obcych bioder o jego własne, znów odpływać do bezpiecznego azylu we własnej głowie.

Tak było lepiej, mógł nie zwracać uwagi, na to, co z nim aktualnie robili śmierciożercy i cierpliwie czekać na upragniony koniec.

Po godzinach znęcania się nad jego ciałem, jeden z popleczników Voldemorta, znów zaciągnął go do lochów i porzucił brudnego w celi. Tym razem, tak bardzo zagłębił się w azylu swojego umysłu, że nie miał zamiaru z niego powracać w najbliższym czasie. Trwał otoczony czernią bezpieczeństwa, nie zwracając uwagi na ból oraz nie myśląc o tym, co go czeka następnego dnia.

                                                                                                    
Ps.  Aktualnie pracuję nad trochę innym projektem. Crossover Harrego Pottera i serialu Supernatural. Parring: Dean/Harry, Mpreg. Niedługo więcej informacji!
Co o tym myślicie ?

sobota, 4 lutego 2012

Próba Miłości - Rozdział 5

Moja wena doświadcza chyba zaburzenia dysocjacyjnego tożsamości. Zamiast skupić się na jednym opowiadaniu podsyła mi co chwilę nowe pomysły. To jest okropne! Jak ona tak może?

Asai... sama się dziwię, że mi tak wychodzi to pisanie :] Trzymam kciuki za twój internet!
Ryżyk - niepożądanych masturbacji ciąg dalszy!

Enjoy

                                                                      

Harry wybudzał się z głębokiego snu, który najprawdopodobniej zawdzięczał eliksirom. Ospale uchylił oczy i nieprzytomnym wzrokiem wpatrywał się w sufit swojej celi. Stopniowo odzyskiwał władzę w całym ciele, co łączyło się także z powrotem bólu. Zaczął głęboko oddychać, starając się rozluźnić mięśnie. Nagle dopadły go mdłości nie do zignorowania. Nie czując się na siłach by podejść do kąta, w którym zwykle załatwiał takie sprawy, wychylił się poza pryczę i opróżnił swój żołądek na podłogę.

Ręce zaczęły mu się trząść, więc przycisnął je do brzucha i czekał, aż jego organizm się uspokoi. Sceny z wczorajszych wydarzeń przelatywały mu przed oczami, z wyczerpania nie mógł nawet powstrzymać napływających do oczu łez.

W samotnej celi jego szloch było słychać bardzo wyraźnie, jednak tym się nie przejmował. Zaczął wątpić w podjęcie takiej, a nie innej decyzji. Może lepiej by było, gdyby zabili go na początku. Nie umierałby teraz z wyczerpania, bólu i tęsknoty. Coraz bardziej odległa wydawała mu się wizja powrotu do domu. Był tutaj od ponad dziesięciu dni, jednak dla niego była to wieczność.

Znów przyłapał się na bezwiednym głaskaniu brzucha. Nie czuł się głodny, więc może był to po prostu jakiś odruch... nie zastanawiał się nad tym zbyt długo. Sprawiało mu to przyjemność więc nie zamierzał na siłę odciągać ręki. Kontynuował wykonywanie okrężnych ruchów dłonią, skupiając się tylko na tym doznaniu. Nie była to czynność podniecająca, nic w tym stylu, gdy przejeżdżał opuszkami po delikatnej skórze, czuł się bezpieczny oraz malało uczucie samotności.

Po spędzonych tak paru minutach, które pozwoliły mu się trochę odprężyć i uciec od nieprzyjemnych myśli, zdał sobie z czegoś sprawę. Potrzeba ochrony brzucha była zbyt wielka, by ją zignorować. Spojrzał w dół, na zasłonięty cienkim materiałem koszulki, kawałek ciała. Zastanawiał się jak mógłby go obronić. Na pewno nie zaszkodziłoby się postarać, nie prowokować śmierciożerców i Voldemorta do uderzenia go, jednocześnie nie dając im odkryć własnego celu. Gdyby dowiedzieli się, że obawia się naruszenia przez nich jego brzucha, z pewnością by to wykorzystali przeciw niemu.

Nagle w jego głowie zaświtała pewna myśl. Jestem przecież czarodziejem. Zdawało mu się, jakby podświadomie wiedział, co ma zrobić. Skierował znaczną część swojej magii na brzuch, cały czas skupiając się na obronie i stawianiu przeróżnych zabezpieczeń. Paręnaście minut później poczuł, że mu się udało. Jeszcze bardziej wykończony niż przed przekazaniem magii, zwinął się w kłębek i zapadł w kolejny sen. Tym razem pozbawiony, choć części zmartwień.

Resztę dnia spędził w swojej celi samotnie. Z jednej strony cieszył się, że dali mu na jakiś czas spokój, lecz mógłby to nazwać także, ciszą przed burzą. Obawiał się tego, co może dla niego zaplanować Voldemort. Nigdy nie wiadomo, jaki pomysł wpadnie do tego gadziego mózgu.

Wieczorem, następnego dnia, zamaskowana postać weszła do jego celi i nic nie mówiąc wywlekła za ramię na korytarz. Harry nie wiedział co się dzieje i dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że znajduje się w innej części posiadłości. Przeraził się, starając rozpoznać choćby element skromnego wystroju czy nawet, fragment ściany. Jednak nic nie wskazywało na to, by kiedykolwiek był w tej części budynku.

Kościste palce śmierciożercy wbijały się boleśnie w jego nieosłonięte ramię, sprawiając, że nie mógł dłużej na niczym się skupić. Co chwilę się potykał i tylko bolesny uścisk, utrzymywał go w pionie. Rozkojarzony, nie zauważył krótkiego postoju przed masywnymi drzwiami. Z letargu wybudziło go gwałtowne spotkanie z podłogą. Rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem po pomieszczeniu. Czarne mroczki migały mu przed oczami, jednak udało mu się zaobserwować parę rzeczy.

Leżał na drewnianej podłodze, co było miłą odmianą po wiecznie zimnym kamieniu i marmurze. Wzdłuż ścian ciągnęły się regały zapełnione książkami, a naprzeciwko drzwi znajdowało się potężne biurko zawalone różnymi papierami. Pomieszczenie było utrzymane w odcieniach srebra i zieleni, co zbytnio nie zdziwiło chłopaka. Za plecami usłyszał trzaśnięcie drzwi, wystraszony odwrócił w tamtą stronę głowę. W głębi duszy wiedział kogo zobaczy.

Lord Voldemort górował nad nim, z złowieszczym uśmiechem. Podszedł do masywnego fotela, znajdującego się niedaleko biurka i usiadł na nim, z jakąś mroczną gracją. Czerpiąc dziwną przyjemność z zaistniałej sytuacji, dalej wpatrywał się w zielonookiego, wywołując u niego nerwowe dreszcze.

Nie miał pojęcia czego się spodziewać po czerwonookim. Do tej pory wysługiwał się w gwałtach, swoimi podwładnymi, jednak teraz znajdowali się sami w średniej wielkości biurze. Z nerwowym wyczekiwaniem, obserwował gadzią twarz, czekając na jakikolwiek gest, ruch czy słowo.

-Wiesz... -zaczął niespodziewanie mówić w wężomowie. -Moje ciało nie jest idealne, owszem nieśmiertelne, jednak nadal posiada wiele wad.

Chłopak nie miał pojęcia dlaczego wróg mówi mu o takich rzeczach, zignorował złe przeczucie i wsłuchał się w słowa Voldemorta.

-Jednakże podczas naszego ostatniego spotkania, Bellatriks podsunęła mi cudowny pomysł.

Przez ciało Harrego przeszedł dreszcz obrzydzenia, gdy czerwonooki wstał z fotela i nachylił się nad nim. Wyciągnięta gadzia ręka przejechała po policzku zielonookiego i skierowała się niżej, przez szyję, na obojczyku kończąc. Chłopak instynktownie się odsunął, uciekając od dotyku, przyprawiającego go o mdłości.

W oczach Voldemorta było coś, czego Harry nie rozumiał i szczerze powiedziawszy nie chciał zrozumieć. Wszystko co łączyło się z tym psychopatą, było niebezpieczne i trudne do pojęcia dla zdrowych umysłowo ludzi.

-Żałuję, że nie mogę cię pieprzyć, aż do nieprzytomności... - Chłopak głęboko wciągnął powietrze na te słowa. Odsunął się jeszcze dalej od ponownie wyciągniętej, bladej ręki, jednak ucieczkę uniemożliwił mu jedne z regałów. Oddychał nierównomiernie, przez cały czas szukając rozbieganym wzrokiem, jakiejkolwiek drogi ucieczki. -Twoje ciało jest takie... kuszące. Gdybym wcześniej to zauważył, może ten zdrajca Snape -wypluł z goryczą nazwisko Mistrza Eliksirów -zdołałby przywrócić, więcej sprawności mojemu ciału.

Złapał za przód koszulki chłopaka i podciągnął go do góry. Jednym machnięciem różdżki, usunął wszystkie zbędne przedmioty z biurka, następnie rzucając na nie zielonookiego. Przerażony Harry po tak nagłym spotkaniu z twardą powierzchnią mebla, nie mógł złapać oddechu. Dopiero po paru próbach udało mu się odetchnąć. Nagle poczuł lodowatą dłoń na swoim gardle, która dociskała go do drewnianego blatu.

-Zamierzam cię doprowadzić do takiego stanu, że nie będziesz zdawał sobie sprawy z tego gdzie się znajdujesz. W jękach będziesz się wił, pod moim dotykiem. Będziesz błagał o to bym pozwolił ci dojść, jednocześnie pragnąc bym odesłał cię do lochu – wysyczał i machnięciem różdżki pozbył się jedynej rzeczy, którą Harry posiadał.

Chłopak był tak sparaliżowany, tym co właśnie usłyszał, że nawet nie zarejestrował zniknięcia koszulki. Leżał na twardym biurku, czując jak drewno wbija mu się w kości, jednak nie zwracał na to uwagi. Rozszerzonymi z przerażenia oczami, wpatrywał się w swojego odwiecznego wroga.

-Nie..! -Szarpnął się, czując lodowate palce, przejeżdżające w dół jego klatki piersiowej.

Voldemort, drugą ręką, nadal znajdującą się na jego szyi, bezproblemowo powstrzymał próbę ucieczki. Zabrał dłoń z jego torsu i po paru machnięciach różdżką, zostawił chłopaka przyczepionego do blatu. Zielonooki szarpał się jeszcze przez chwilę, wykrzykując różne pogróżki w stronę Mrocznego Pana, jednak przyczyniło się to, tylko do otarcia wystających kości o drewno oraz poszerzenia, złowieszczego uśmiechu Voldemorta.

-Tak, walcz! Umożliwisz mi pokazanie ci jak bardzo jesteś słaby i jak łatwo jest złamać to, co ty nazywasz dumą i odwagą. Krzycz ile chcesz! Nikt ci nie pomoże! Ten stary głupiec, Dumbledore pewnie nawet nie ma pojęcia gdzie się znajdujesz.

Harry zacisnął dłonie w pięści, gdy ręka czerwonookiego zaczęła masować mu podbrzusze. Jego całe ciało trzęsło się z połączenia zimna i obrzydzenia. Jedynie siłą woli powstrzymywał się od zwymiotowania. Starał się oddychać głęboko, uspokajając mdłości i trzęsące się kończyny.

Nagle poczuł lodowatą dłoń gada, łapiącą go za przyrodzenie. Spiął się, wciągając głośno powietrze. Harry czuł się okropnie -bycie dotykanym w takich miejscach, przez odwiecznego wroga, który niejednokrotnie próbował go zabić, sprawiało, że miał ochotę płakać. Wszystkie te nagłe emocje sprawiły, że przez chwilę nie zwracał uwagi na to, co robił Voldemort. Nie miał pojęcia, dlaczego czerwonooki miałby w ogóle chcieć go dotykać.

Z rozmyślań wytrąciły go ruchy bladej dłoni na jego członku. Sapnął, zagryzając wargi, gdy palce zacisnęły się boleśnie na jego trzonie.

-Widzisz... twoje ciało odpowiada na mój dotyk. Nie próbuj, mu się opierać, to może być przyjemne także dla ciebie.

Harry chciał odpowiedzieć, że nigdy w życiu nie będzie czerpał przyjemności z takiego traktowania, jednak powstrzymał się czując, wznowione ruchy kościstej dłoni. Oczy zaczęły go piec od wstrzymywanych łez, a z zaciśniętych pięści zaczęła skapywać krew. Nie rozumiał swojego ciała, dlaczego reaguje na taki dotyk? Dlaczego pomiędzy falami bólu i upokorzenia, przeplata się także trochę przyjemności?

Paręnaście minut później, zielonooki doznał słabego, wymuszonego orgazmu. Czuł palce Voldemorta, które brudne od jego własnej spermy, kreśliły wzory na jego ciele. Wyczerpany chłopak, nie miał sił na powstrzymywanie łez. Słone krople zaczęły wypływać spod zaciśniętych powiek i spływały w dół, ginąc za linią włosów.

Czerwonooki syczał coś dalej, jednak Harry nie mógł się skupić na treści. W pewnym momencie poczuł, że może już swobodnie ruszać rękoma, lecz nie cieszył się zbyt długo, gdyż następnym czego doświadczył było, bolesne spotkanie z ziemią.

Zakrztusił się powietrzem i łzami. Zaczął kaszleć starając się odzyskać, możliwość oddychania. Dopiero po chwili uniósł głowę do góry i spojrzał w oczy Voldemorta. Było w nich coś dziwnego. Dzikie zadowolenie wymieszane z pożądaniem i... szałem? Zielonooki nigdy go nie rozumiał więc teraz też nie próbował tego zrobić. Leżał na drewnianej podłodze czekając na następny ruch swojego wroga.

-Nie podobało się?! Już ja cię nauczę posłuszeństwa! Crucio!

Harry wrzasnął z bólu. Czuł jakby całe jego ciało, było rozrywane na strzępy. Kończyny wyginały mu się pod dziwnym kątem. Łzy mieszały się z krwią wypływającą z ust i nosa. Nagle w jego głowie pojawiła się jedna wyraźna myśl, chroń brzuch! Instynktownie dotknął kawałka skóry, niedaleko pępka i powtarzał w myślach, prośby o ochronę, wymieszane z różnymi ochronnymi zaklęciami. Nie wiedział czy mu się udało, po chwili która wydawała się dla niego wiecznością, jego umysł zasnuła ciemność.

sobota, 28 stycznia 2012

Próba Miłości - Rozdział 4.2


Witamy Ryżyka! Wiedziałam, że ci się spodoba :] Rozdziałów planuję powyżej dwudziestu, a na poznanie „Ktosia” będziecie musiały jeszcze trochę poczekać :P Tak naprawdę, to jego tożsamość nie jest aż tak oczywista... ale cii... już nic więcej nie powiem. Mam nadzieję, że was pozytywnie zaskoczę. Cieszę się, że podoba ci się mój styl pisania! Dziękuję za komentarze!

Rozdział trochę później niż ostatnio ale mam nadzieję, że parogodzinne opóźnienie was nie zniechęci.

A teraz zapraszam na ciąg dalszy poprzedniego rozdziału!
Enjoy!

W południe następnego dnia znów został zaciągnięty przed oblicze Voldemorta. Śmierciożerca, który go przyprowadził, wyszedł z pomieszczenia i dopiero wtedy krwistooki zwrócił się do Harrego.

-Tak, jak cię wczoraj łaskawie uprzedziłem, będziesssz dzisiaj miał możliwość poznania całego Wewnętrznego Kręgu. - Wysyczał podchodząc do chłopaka. -Mam zamiar trochę urozmaicić zabawę... co powiesz na ukrycie twojej tożssssamości?

Zdziwienie zielonookiego osiągnęło chyba maksymalny poziom. Niby dlaczego Voldemort miałby urywać przed swoimi najwierniejszymi sługami to, kim jest? Przecież wczoraj widziało go już kilku śmierciożerców, a wcześniej jeszcze... wolał teraz o tym nie myśleć.

Musiał coś planować. Na pewno nie chodziło, tylko o ukrycie jego tożsamości. Jakie korzyści mogłoby to przynieść Czarnemu Panu?

-Umiessszczę na tobie zaklęcie, które sssprawi, że będzie wyglądało na to, iż masssz na głowie worek... -zrobił krótką przerwę i dodał ze złośliwym uśmieszkiem -więcej ci nie powiem. Zaraz zjawią się wssszyscy zaproszeni więc weźmy się do roboty.

Wykonał kilka prostych ruchów różdżką i Harremu przesłonił widok, jakiś szary materiał. Chciał dotknąć go palcem jednak, gdy tylko zbliżył rękę poczuł lekkie kopnięcie prądu. Stał przez chwilę w bezruchu zastanawiając się, co też Voldemort kombinował. Nagle coś powaliło go na podłogę, sprawiając, że obdrapał sobie wnętrze dłoni i kolana. Następnie doznał uczucia chłodu, przepływającego przez jego ciało, które ustało po kilku sekundach.

-Na razie pozossstaniesz niewidoczny, więc się nie ruszaj i nie waż się nic powiedzieć!

Po słowach Voldemorta rozległy się trzaski towarzyszące aportacji i już po chwili w sali, znajdowała się grupa ludzi w czarnych płaszczach i srebrnych maskach, klęczących przed swoim Panem.

-Wezwałem was dzisssiaj, ponieważ mam wyśmienitą wiadomość. -Wykonał ręką ruch nakazujący podwładnym powstanie. -Zanim oddam go w wasssze ręce, chciałbym zaznaczyć, że ma on przeżyć, więc niektórzy z was będą musssieli pohamować ssswoje żądze. -Kilku śmierciożerców zareagowało na te słowa, okropnym rechotem.

-Przedsssstawiam naszego gościa ssspecjalnego. -Wysyczał, wywołując poruszenie wśród podwładnych.

Machnął różdżką i zdjął czar niewidzialności z chłopaka. Jasna skóra postaci, niesamowicie kontrastowała z czarną podłogą. Głowę miał zasłoniętą, materiałowym, siwym workiem. Obecni na sali śmierciożercy, zaciekawieni takim widokiem, podeszli bliżej. Zdarzało się, że ich Pan oddawał im jakichś mugoli do zabawy, jednak jeszcze nikt, nie miał zasłoniętej twarzy. Harry drżał na całym ciele, strach mieszał się w nim z obrzydzeniem oraz uczuciem duszności. Pamiętał, że Voldemort wspominał coś o tym, że materiał zakrywający jego głowę jest tylko iluzją, jednak nie zmieniało to faktu, klaustrofobicznego uczucia, przez które miał trudności z oddychaniem. Starał się głęboko nabierać powietrze, by zminimalizować powstające mdłości. Jednak, gdy poczuł na sobie spojrzenia wszystkich osób znajdujących się w pomieszczeniu, był nawet wdzięczny za ukrycie jego tożsamości oraz za koszulkę nadal znajdującą się na jego ciele.

-Gdy już naciessszycie się nim do woli, odsssłonię jego twarz. Zapewniam, że nawet nie podejrzewacie, kogo będziecie pieprzyć.

Wewnętrzny krąg wybuchł śmiechem. Większość z nich była już podniecona i tylko czekali na pozwolenie swojego Pana. Jedynie Lucjusz Malfoy zewnętrznie pozostawał niewzruszony, podczas gdy wewnętrznie borykał się z konfliktem tego co miał zaraz zrobić, z jego światopoglądem. Nigdy nie przepadał za wykorzystywaniem dzieci. Podejrzewał, że było to związane z posiadaniem syna. Oczywiście inni śmierciożercy też mieli rodziny, jednak z pewnością nie zachowywali się jak przykładni rodzice. Sam niejednokrotnie musiał udawać nieczułego bydlaka, w obecności innych sług Czarnego Pana.

Z zamyślenia wyrwało go poruszenie wśród popleczników Voldemorta, Avery przybliżył się do trzęsącej postaci.

Harry poruszył się niespokojnie, gdy wyczuł jakiś ruch za sobą. Gwałtownie wciągnął powietrze gdy poczuł dużą, chropowatą dłoń na swoim pośladku. Stłumił w sobie chęć ucieczki i starał się nastawić psychicznie na to, co miało niedługo nadejść. Jednak nic nie może pomóc w przygotowaniu się na nagłe wtargnięcie do jego drobnego ciała. Mimo wcześniejszych postanowień by za nic w świecie nie dać im satysfakcji z doprowadzenia go do krzyku, wrzasnął rozdzierająco na całe gardło. Śmierciożeca nie czekając ani chwili, zaczął się w nim gwałtownie poruszać. Wsunął dłoń pod cienką koszulkę i przejechał paznokciami po plecach chłopaka, miejscami rozcinając ją aż do krwi. Mężczyzna złapał zielonookiego za biodra i podciągnął je bliżej siebie by, móc wbijać się w niego z jeszcze większą siłą. Harry łapał spazmatyczne oddechy, starając się myśleć o czymś innym, niż uczucie rozrywania. Zaczął powtarzać sobie wszystkie zaklęcia jakie poznał w całym życiu. Było ich na tyle dużo, że gdy poplecznik Voldemorta wypełnił go swoją spermą, nie doszedł jeszcze do końca pierwszego roku nauki. Nie dane mu było odpocząć długo od strasznego uczucia, gdyż następna zamaskowana osoba wdzierała się w jego ciało.

Starał się znów skoncentrować na zaklęciach, jednak przyszło mu to z wielkim trudem. Czuł jak po udach spływa mu jakaś maź, którą najprawdopodobniej była sperma smierciożercy, wymieszana z jego własną krwią. Ciało podrygiwało mu w rytm uderzeń napastnika. W pewnym momencie został uderzony w plecy, potężna ręka przycisnęła jego klatkę piersiową do podłoża. Na chwilę go zamroczyło, gdy jego głowa zderzyła się z marmurem. Z trudem łapał oddechy, coraz bardziej pragnąc zniknąć z tego miejsca.

Godzinę później był już na tyle zmęczony, że pozostawał bierny niemal na wszystko. Nie miał pojęcia ilu śmierciożerców ulżyło już sobie w jego ciele, czuł się wykończony zarówno psychicznie jak i fizycznie. Po batach, łamaniu żeber, uderzaniu jego głową w podłogę i różnych zaklęciach tnących, myślał że nie spotka go dziś nic gorszego, a nawet jeśli, to wątpił by pozostał nadal świadomy. Jednak bardzo się mylił. Po sali tronowej kręciła się osoba, której nienawidził niemal tak samo jak Voldemorta. Bellatriks Lastrange obserwowała wszystko z krzywym uśmiechem i już planowała idealną torturę dla tego dzieciaka. Oczywiście nie mogła go upokorzyć w taki sposób jak ci wszyscy mężczyźni ale miała na to inne sposoby, przez niektórych uznawane za gorsze, nawet od gwałtu.

Gdy podeszła do zielonookiego, w jego wnętrzu poruszał się Lucjusz Malfoy. Ukucnęła przed chłopakiem, który leżał bezwładnie na podłodze i tylko ręce klęczącego za nim śmierciożercy, powstrzymywały go od całkowitego położenia się na podłodze. Złapała nastolatka za ręce i przyczepiła je zaklęciem do przywołanego przez nią krzesła. Arystokrata spojrzał na nią ze zdziwieniem jednak nie okazując żadnych emocji, podniósł się do góry i na stojąco kontynuował, wbijanie się w o dziwo, nadal ciasne ciało.

Reszta osób znajdujących się na sali, zamilkła w oczekiwaniu na następny ruch kobiety, słynącej ze szczególnego okrucieństwa, nawet wśród Wewnętrznego Kręgu. Brunetka wpatrywała się z zafascynowaniem w trzęsące się z wysiłku i zmęczenia ciało chłopaka. Stanęła z boku i po chwili zastanowienia, chwyciła za przyrodzenie nastolatka.

Harry sapnął zaskoczony. Przez chwilę nie zdawał sobie sprawy z tego, co wywołało u niego taką reakcję, jednak domyślił się, gdy dłoń z długimi, ostrymi paznokciami zaczęła się poruszać. Nie chciał tego, bycie... gwałconym było upokarzające, lecz gdyby doprowadzili go do orgazmu... to zupełnie co innego. Szarpnął się, starając uciec od niechcianego dotyku. Przez jego ciało przeszedł dreszcz, gdy mężczyzna poruszający się w jego wnętrzu trafił w prostatę. Próbował wyrwać się ponownie, za co został ukarany, przejechaniem ostrych paznokci po jego poranionych plecach. Wygiął się, uciekając od nowej fali bólu.

Bellatriks zaczęła gwałtownie poruszać ręką na przyrodzeniu zielonookiego, jednocześnie drugą ręką drażniąc jego sutek. Chłopak zaskomlał żałośnie, a po jego policzkach zaczęły spływać łzy wstydu. Usłyszał prychnięcia i gwizdy zadowolenia śmierciożerców, gdy jego ciało zaczęło reagować na niepożądany dotyk.

Harry powtarzał jak mantrę, prośbę o rychły koniec. Jego oddech stał się jeszcze bardziej urywany i płytszy. Ruchy znajdującego się w nim mężczyzny stały się gwałtowniejsze. Po paru pchnięciach poczuł, kolejną falę, rozlewającej się w jego wnętrzu spermy i właśnie ten moment wybrała kobieta, by jeszcze bardziej przyśpieszyć ruchy ręki. Zwiotczały penis napastnika nie wyszedł z niego do momentu, w którym chłopak przeżył najgorszy orgazm swojego życia. Krzesło zostało odesłane i zmaltretowane ciało chłopaka, upadło na podłogę z wysokości niecałego metra.

Zielonooki jęknął żałośnie i zaczął rozpaczliwie szlochać. Jeszcze nigdy nie czuł się tak upokorzony. Nie miał pojęcia dlaczego jego ciało zareagowało na ten dotyk, tak strasznie chciał by już skończyli, niech zostawią go w spokoju. Zwinął się do pozycji embrionalnej, a przez jego ciało przechodziły dreszcze obrzydzenia do samego siebie.

-Brawo Bella. -Rozległ się syk Voldemorta. -Doprowadzić zakładnika do orgazmu w takich okolicznościach... jak zawsze pomysssłowa. -Rozejrzał się po całej sali i kontynuował. -Chyba już wszyscy są zassspokojeni... nadeszła pora na ujawnienie tożsssamości naszego gościa honorowego.

Wszyscy śmierciożercy podeszli bliżej, tworząc krąg dookoła trzęsącej się postaci. Gdy Harry usłyszał co zamierza zrobić jego największy wróg, skulił się jeszcze bardziej. Voldemort cicho coś wysyczał i worek z głowy chłopaka zniknął. Jego najwierniejsi poplecznicy, przyglądali się z zafascynowaniem Wybrańcowi.

-Panie i panowie, oto najwięksssza nadzieja czarodziejssskiego świata! Przedssstawiam wam nassszą nową zabawkę!

W tym momencie ciało Harrego postanowiło, odłączyć go od otoczenia. Otoczyła go nieprzenikniona czerń, nie przepuszczając żadnych dźwięków, czy obrazów. Śmierciożercy wybuchnęli śmiechem i jeszcze przez parę chwil przyglądali się nieprzytomnej postaci i gratulowali swojemu Panu, złapania Pottera. Gdy parę minut później wszyscy członkowie Wewnętrznego Kręgu opuszczali pomieszczenie, tylko jeden z nich nie był zadowolony. Lucjusz Malfoy czuł coś z czym nigdy nie miał do czynienia -obrzydzenie do samego siebie.

sobota, 7 stycznia 2012

Próba Miłości - Rozdział 2

Oto kolejny rozdział! Serdecznie dziękuję Mizuri, która jako jedyna skomentowała moje dotychczasowe wypociny. Twój komentarz dał kopa mojej wenie! Na razie nie zdradzę więcej informacji, tajemniczy partner Harrego zostanie... tajemniczy :p
Mam nadzieję, że niedługo ujawni się więcej osób, zainteresowanych tą historią.
Uwaga!Ten rozdział zawiera sceny gwałtu -uprzedzam w razie gdyby znalazło się pare wrażliwych osób. 
Enjoy!

                                                                                   

Tak minął mu tydzień w lochach śmierciożerców. Jedynym wyznacznikiem upływających dni był dla Harrego, skrzat przynoszący codziennie rano tacę z żywnością oraz to nieszczęsne, mało okno, które wpuszczało do pomieszczenia minimalną ilość światła i powietrza. Jednak ten dzień był inny. Pokraczne stworzenie nie przybyło do jego celi i chłopak został zmuszony, do sięgnięcia po mały zapas chleba, który gromadził od jakiegoś czasu pod poduszką.

Zdenerwowanie i zdezorientowanie Harrego wzrastało przez cały czas oczekiwania na jakikolwiek dźwięk lub cokolwiek, co przerwałoby potok myśli płynący w jego głowie. Tuż pod skórą odczuwał to specyficzne mrowienie, pojawiające się podczas pełnych napięcia minut.

Gdy słonce powoli zaczęło się chować za horyzontem, usłyszał pośpieszne kroki oraz następujący po nich dźwięk otwierania metalowych drzwi. Do celi wszedł zamaszystym krokiem jeden z śmierciożerców, odzywając się tylko jednym słowem.

-Wstawaj!

Harry natychmiast zerwał się z pryczy i wyprostowany stanął przed potężnym mężczyzną. Ten odwrócił się i nic nie mówiąc ruszył wzdłuż korytarza. Po krótkiej chwili napięcia, która upłynęła chłopakowi na zastanawianiu się czy powinien iść za nim, zdecydował się zaryzykować i przekroczył próg pomieszczenia. Zaraz za drzwiami stał kolejny z popleczników Voldemorta, celujący do Pottera z różdżki. Wykonał on ledwie widoczny gest dłonią, który zielonooki, trafnie uznał za nakaz ruszenia za jego towarzyszem. Chłopak mający całkowity zamęt w głowie , wywołany zaistniałą sytuacją, instynktownie wysłuchał polecenia i ruszył mrocznym korytarzem.

Po kilku minutach krążenia w istnym labiryncie przejść i zakrętów, w końcu znaleźli się przed
potężnymi, drewnianymi drzwiami. Harry zaczął odczuwać, coraz większą panikę. Wiele myśli nie pozwalało mu się skupić na obecnej sytuacji, jednak najgorszą możliwością, która pojawiła się w jego głowie był powrót Voldemorta. Został wepchnięty do pomieszczenia i zaraz za nim stanęli śmierciożercy. Drzwi się zatrzasnęły, a dźwięk temu towarzyszący był dla Harrego niczym przypieczętowanie jego tragicznego losu. W głównej części ogromnego pomieszczenia, znajdował się masywny tron, na którym siedziała gadzia postać. Zamaskowani mężczyźni niemalże natychmiast padli na kolana i jeden z nich przemówił służalczym tonem:

-Panie. Sprowadziliśmy go, tak jak rozkazałeś.

Voldemort nie dał żadnego znaku, świadczącego o tym, że usłyszał wypowiedź swojego sługi. Powoli podniósł się ze swojego tronu i skierował w ich stronę. Krwistoczerwone tęczówki, cały czas były utkwione w Harrym, który nigdy wcześniej nie czuł się chyba, aż tak bezsilny. Nie mógł nic zrobić, gdy Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać stanął przed nim i obserwował go jakby był okazem rzadkiego stworzenia, które wreszcie posiadł na własność. Po pełnej napięcia chwili spojrzał wprost w soczyście-zielone oczy i przemówił syczącym głosem.

-Harry Potter... Uciekł do mugolskiego świata tylko po to, by dać się złapać moim sssługom. Kto by pomyślał, że Dumbledore pozwoli, Wybrańcowi żyć na własną rękę. No, ale czego miałbym się ssspodziewać po tym ssstarym głupcze.

Harry starał się skupić na Voldemorcie jak najbardziej, nie miał pojęcia co ten gad planuje, jednak nie mogło to być nic dobrego. Patrzył prosto w krwistoczerwone tęczówki, w których błyszczało coś, co niejednego doprowadziłoby do staku mdłości, paniki i przede wszystkim chęci odwrócenia wzroku. Jednak zielonooki tego nie zrobił. Strach niemalże go obezwładnił. Samotny tydzień w celi, spędzony na rozmyślaniach o wszystkim i o niczym, wyraźnie osłabił jego psychikę. Miał trudności ze skupieniem i szybką analizą sytuacji.

-Czego ode mnie chcesz ? - wykrztusił.

-Och! Jak miło, że pytasssz – głos Voldemorta przesiąknięty był drwiną. - Masz parę opcji. Najbardziej korzystną byłoby przyłączenia do mnie. Co ty na to? Dostałbyś własny ssstrój śmierciożercy i od czasu, do czasssu mordowałbyś kilku mugoli. Oczywiście wiązałoby się to z przyjęciem Mrocznego Znaku ale to przecież nic dla tego, który przeżył...

-Nie ma mowy! Nigdy się do ciebie nie przyłącze! - przerwał mu zielonooki, nie miał zamiaru być jednym z sługusów Voldemorta. Musiałby chyba oszaleć, by zgodzić się na taki układ.

-Hmm... sszkoda – odpowiedział czerwonooki bez cienia smutku. -Druga i ossstatnia propozycja, poza śmiercią oczywiście, jest bardzo.... ciekawa. Wiesssz, nawet czarodzieje tacy jak my potrzebują czassssami trochę prymitywnej rozrywki.

-Można jaśniej? -Zapytał zniecierpliwiony Harry. Zastanawiał się dlaczego on musi tak wszystko komplikować. Nie mógłby powiedzieć mu wprost, co z nim teraz zrobią?

-Będziesz nassszą zabawką! -odpowiedział, a jego usta ułożyły się w parodii uśmiechu. -Damy ci dzisssiaj przedsssmak tego co ciebie czeka, jeśśśli wybierzesz tę opcję. Do jutra dam ci czasss na zdecydowanie o ssswoim losie...

Zielonooki zachłysnął się powietrzem i cofnął o krok. W szoku obserwował gadzią twarz, która wyrażała chore zadowolenie z zaistniałej sytuacji. Wiedział, że nie może zgodzić się na przyłączenie do Voldemorta. Nie byłby zdolny do mordowania niewinnych ludzi. Śmierć również nie wchodziła w grę, kiedyś obiecał bardzo ważnej dla niego osobie, że nie pozwoli się zabić oraz, że sam nie spowoduje swojej śmierci. Obietnica była wymuszona w trudnym dla niego okresie, jednak nadal obowiązywała. Kolejnym powodem utrzymującym go przy życiu była chęć zobaczenia Go ponownie. Znów pomyślał o tym jak On mysi się teraz czuć. Zniknął tydzień temu, bez żadnej wiadomości, a przecież mieli plany na kilka najbliższych dni.

Zrezygnowany opuścił głowę i czekał na następny ruch Voldemorta. Usłyszał, przyprawiający o ciarki śmiech, po którym wyczuł smagnięcie magii na całym ciele. Natychmiast zrobiło mu się zimno i dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, iż jest całkowicie nagi. Zdezorientowany podniósł głowę, przy okazji zauważając zniknięcie dwóch śmierciożerców, którzy do tej pory klęczeli po jego obu stronach. Gwałtownie zaczął się rozglądać po całej sali, starając się jednak nie stracić-przynajmniej na zbyt długo- Voldemorta z zasięgu wzroku. Tak samo jak niespodziewanie zniknęli, tak też się pojawili, jednak tym razem większą grupą. Na widok jego nagiego, chudego ciała, zarechotali obrzydliwym śmiechem. Ponownie skierował swój wzrok na krwiste tęczówki, tylko po to, by zauważyć różdżkę wyciągniętą w jego stronę i krótki błysk światła.

Wylądował na lodowato zimnej podłodze, sali tronowej Voldemorta. Wsparł się na rękach, próbując podnieść do pozycji, w której mógłby spojrzeć na swoich oprawców. Wziął kilka głębokich oddechów i skierował swoje zielone oczy w stronę gadziej postaci.

-No, no! Cóż za mina! Sam zdecydowałeś o swoim losie więc teraz cierp - zasyczał Ten-ktorego-imienia-nie-wolno-wymawiać powoli podchodząc w stronę trzęsącej się z zimna postaci. -Wybacz, że mussiałeś czekać na mnie tak długo. Widzisssz musiałem załatwić coś bardzo ważnego i nie mogłem zjawić się wcześniej. Jednak teraz nadrobimy stracony czasss – dodał, i nie zważając na gardłowe rechoty swoich poddanych, wyciągnął swoją bladą rękę i złapał chłopaka za brodę, zmuszając go tym samym do tego, by spojrzał mu w oczy.

-Czyżby było ci zimno? Jeżeli tak, to mam coś, co może cię... dogłębnie rozgrzać.

Ciałem Harrego wstrząsnął dreszcz obrzydzenia. Nie miał pojęcia o czym mówi Voldemort ale wcale mu się nie podobało to, jak reagują na jego słowa śmierciożercy oraz to, że jego twarz nadal spoczywała w tej gadziej ręce. Szarpnął głową do tyłu , starając się przerwać kontakt fizyczny ze swoim wrogiem, jednak blade palce wzmocniły tylko uścisk tak, że Harry był niemal pewny powstających w tym miejscu siniaków.

-Masz patrzeć cały czasss na mnie! Rozumiesz Potter? -wysyczał. -Dobrze... nie ociągajmy sssię panowie, jessszcze nam Wybraniec zamarznie na tej podłodze!

Zielonooki nie miał nawet czasu, na zorientowanie się w całej sytuacji. W pewnym momencie został ponownie powalony na ziemię i poczuł jak jego nogi są szeroko rozsuwane, kolejnym czego był świadom, był ogłuszający ból, dolnych partii ciała. Tak, jakby ktoś chciał go rozerwać od wewnątrz. Krzyknął rozpaczliwie, starając się uciec od źródła swoich katuszy. Zacisnął oczy, w których zaczęły się pojawiać pierwsze łzy, paznokcie wbił, aż do krwi w wewnętrzną stronę swoich dłoni.

-Otwórz oczy! -wysyczał Voldemort szarpiąc go za włosy. Harry niechętnie wykonał polecenie i roztrzęsionym wzrokiem odszukał twarz Czarnego Pana.

-Widzisssz nie jest tak źle... zaraz się rozgrzejesz. -W jego spojrzeniu można było dostrzec chorą fascynację. - Powiedz mi mój wierny sssługo -zwrócił się do śmierciożercy, który z rozkazu swojego Pana, ostatkiem siły woli, starał się powstrzymywać od poruszania w ciele gryfona. -Jakie to uczucie, być w złotym chłopcu?

-Wyśmienite... Mój Panie – odparł drgającym od podniecenia głosem. -Jest... tak kurewsko ciasny.

-Ach tak... -Ton głosu Voldemorta brzmiał teraz tak, jakby prowadził kulturalną rozmowę na temat eliksirów torturujących. -To ja nie będę już przessszkadzał i poobserwuję sobie ze ssswojego tronu. -Puścił głowę zielonookiego, która niemalże bezwładnie opadła na dół. -Harry... mój kochany. Pamiętaj, że massssz cały czas na mnie patrzeć -jego głos mimo iż spokojny, przepełniony był maksymalną dawką jadu.

Nawet jeśli chłopak bardzo by chciał, wykonać ten rozkaz, nie mógł tego uczynić w następnym momencie. Gdy tylko Voldemort zasiadł na swoim miejscu, śmierciożerca, który znajdował się w Harrym, zaczął nagle wysuwać się do samego końca, by następnie brutalnie wejść w nieprzygotowane ciało. Zielonooki wydał z siebie kolejny okrzyk bólu, który przeciągnął się w jęk, gdy napastnik dosłownie zaczął go pieprzyć. Bez żadnych zahamowań, zaspokajając wyłącznie swoje potrzeby... no może także swojego Pana, który z lubieżnym uśmiechem obserwował całe zdarzenie.

Łzy Harrego skapywały, spod zamkniętych powiek i rozpryskiwały się na zimnym kamieniu, który ocierał kolana i pięści chłopaka, aż do krwi. Oddychał spazmatycznie, starając się powstrzymywać od wydawania jakichkolwiek dźwięków, nie chciał im dać tej satysfakcji, doprowadzania go do krzyków, jęków bólu i próśb o przestanie. Wiedział, że nie skończą go katować dopóki nie pozwoli im na to ich pan.

Zagryzł wargi, aż do krwi, gdy poczuł, nagłe porażenie bólem pleców, po którym dało się słyszeć krzyk samego Voldemorta – Kazałem ci patrzeć mi w oczy!

Zielonooki z wielkim trudem podniósł głowę i skierował swoje, rozmazane spojrzenie w stronę tronu. Przez łzy nie mógł dostrzec, wyrazu gadziej twarzy i był za to wdzięczny, bo już cała ta sytuacja była dla niego, wystarczająco upokarzająca.

Jego ciało poruszało się w rytm uderzeń, które stawały się coraz bardziej chaotyczne. Chłopak rozpoznał zbliżający się koniec i w głębi serca zaczął marzyć o tym, by wrzucili go z powrotem do jego lochu. Parę pchnięć później, śmierciożerca zacisnął swoje spocone ręce na biodrach Harrego i zagłębiając się w nim jak najdalej, doszedł wydając przy tym głośny jęk zadowolenia.

Ręce i nogi zielonookiego zaczęły się trząść z wyczerpania, a oczy nadal utkwione w miejscu, gdzie znajdował się Voldemort, zaczęły się samoistnie zamykać.

Po chwili ciszy przerywanej tylko spazmatycznym oddechem Harrego, podczas której napastnik opuścił jego ciało, nastąpiło coś, czego chłopak obawiał się najbardziej.

-Następny! - rozbrzmiał rozkaz Czarnego Pana, po którym kolejny śmierciożerca wszedł w zmaltretowane ciało Pottera.

To wszystko trwało, jak dla Harrego za długo. Nie wiedział, który raz ktoś dochodził w jego wnętrzu. W tym momencie się poddał i biernie czekał na koniec tej... tortury. Parę razy zemdlał z wyczerpania, jednak zawsze cucili go za pomocą jakiegoś zaklęcia. Za wszelką cenę starali się utrzymać go przytomnego tak, by był świadom wszystkiego co z nim robią. Jednak zielonooki utracił zbyt wiele sił by wytrzymać. W pewnym momencie otuliła go ciemność, z której nie wyciągnęli go żadnym urokiem.

Obserwatorzy